wtorek, 17 maja 2011

Rozdział 17.


  • - Sama nie wiem.- powiedziałam wspierając ręce na biodrach. Od godziny gapiłyśmy się z Emmą na stos butów i biżuterii rozwalonych na moim łóżku.

  • - Masz po prostu tego za dużo!- jęknęła łowczyni wyrzucając w powietrze garść łańcuszków i pierścionków. Podciągnęła kolana pod brodę i wlepiła błyskotliwe spojrzenie w iskrzące się błyskotki.

  • - Dobra- westchnęła, pochylając się nad stosem. Wygrzebała kilka kompletów i odłożyła je na oddzielną kupkę.- Te mi się podobają i chyba najbardziej pasują do tej kreacji. O, jeszcze to.- pochyliła się rzucając w moją stronę ciężki wisior ze szlachetnymi kamieniami.

  • - Hej, ostrożnie. To antyk. Dostałam to... Dawno temu.- wzruszyłam ramionami, sięgając po resztę biżuterii wybranej przez Emmę.

  • - Dawno czyli kiedy?

  • - Kiedy byłam jeszcze człowiekiem.- powiedziawszy to, usiadłam na dywanie i ułożyłam w rząd wszystkie akcesoria.

  • - W porządku.- westchnęłam- Nakładam wszystko po kolei, a ty oceniasz w którym najlepiej.

  • - Zaczynamy.- łowczyni zsunęła się z łóżka kucając przede mną.

  • Po setkach prób przymierzania nowych, a następnie znowu tych samych zestawów, byłam kompletnie wyczerpana i znudzona. Zrzuciłam z siebie ciężką złotą kolię i zdjęłam wszystkie pierścionki.

  • - Nic stąd nie pasuje.- mruknęłam wstając, kiedy nagle sobie coś przypomniałam.- Ale chyba mam coś, co będzie idealne.- podeszłam zamyślona do łóżka. Podwinęłam suknię i zajrzałam pod materac. Wyjęłam jedną z wielu waliz i otworzyłam sprytnie schowaną kieszonkę, z której wyjęłam niewielki, satynowy woreczek zawiązany pozłacanym sznurkiem.

  • - Nigdy tego nie nosiłam.- przyznałam, siadając na łóżku. Patrzyłam na swoje palce zaciśnięte wokół miękkiego materiału. Czarnowłosa łowczyni usiadła obok mnie.

  • - No,  pokaż co tam masz- uśmiechnęła się w moją stronę.

  • Zacisnęłam wargi. Miałam tam coś, co przywoływało mieszane wspomnienia i równie niezrozumiałe uczucia. Powoli, drżącymi rękoma, rozwiązałam złotą kokardę i wysypałam na kolana zawartość sakiewki. Naszym oczom ukazał się pierścień i piękny wisior. Naszyjnik był wykonany z białego złota, zmieniającego się w jednej chwili w rządek diamentów, które wypływając, okalały nieziemski, owalny i krwisty rubin, wielkości orzecha włoskiego. Pierścionek miał kształt identyczny jak zawieszka. Był równie duży i drogocenny.

  • Przejechałam palcem po czerwonym kamieniu. Kątem oka spojrzałam na dziewczynę. Oczy miała jak spodki, w których odbijały się iskierki zachwytu i oniemienia.

  • - Skąd?...- zaczęła, ale jej przerwałam.

  • - Długa historia.

  • - Możesz mi powiedzieć, mamy mnóstwo czasu, a...- wtem rozległo się pukanie.

  • Ostrożnie zdjęłam rubiny z kolan i podeszłam do drzwi lekko je uchylając. William. Posłałam mu zadziorny uśmiech i wpuściłam do środka. Miał wilgotne włosy i świeżą koszulę, która mimo wszystko, wyglądała niedbale jak i równie uroczo. Przyszedł na bosaka z jabłkiem w ręku.

  • - Witam drogie panie- powiedział rozsiadając się na łóżku i odgryzając spory kęs owocu.- Co porabiacie same? W tak przyjemny wieczór?- uśmiechnął się charyzmatycznie, jednocześnie lustrując mnie wzrokiem. A raczej mój ubiór.

  • - Szukamy szczęścia w miłości- mruknęła Em, podbiegając do mnie z biżuterią.

  • - Chcę cię w tym zobaczyć.- powiedziała zapinając mi naszyjnik.

  • Dotknęłam kamienia, który idealnie wpasował się w zagłębienie w moim gardle. Czarnulka chwyciła mnie za dłoń i wcisnęła na palec pierścionek. Odeszła parę kroków w tył. Z uśmiechem pokiwała głową.

  • - Will, co o tym myślisz?

  • Obie na niego spojrzałyśmy. Myślami był gdzie indziej. Patrzył się w nadgryzione jabłko, które nerwowo obracał w dłoni.

  • - William!- krzyknęła dziewczyna sprowadzając blondyna na ziemię.

  • - Co?- otrząsnął się i spojrzał na nas unosząc brwi.

  • - Pytałam cię, jak ci się podoba Aurelia.

  • Zauważyłam lekkie zaciśnięcie jego szczęki. Jego zielone oczy bez wyrazu zwróciły się na mnie.

  • - Wygląda pięknie.

  • Spojrzałam w jego oczy, próbując nawiązać chociaż cienką nić porozumienia. Spuścił głowę i wbił zęby w jabłko.

  • - Muszę to zdjąć.- zaczęłam majstrować przy zapięciu, aż w końcu naszyjnik wraz z pierścionkiem rzuciłam w stronę Emmy. Poszłam do łazienki zatrzaskując drzwi. Zdjęłam sukienkę, w której nagle zrobiło mi się duszno. Ubrałam luźną koszulę i szorty. Wyszłam z pomieszczenia wiążąc włosy w koński ogon. Rozejrzałam się po pokoju.

  • - Gdzie Emma?

  • - Powiedziałem jej, że wzywa ją rada.


  • - A wzywa?

  • - Nie.

  • - To dlaczego...

  • - Chciałem z tobą pobyć chwilę sam.

  • Nastała chwila milczenia. Usiadłam obok niego na łóżku zaciskając ręce na kolanach. Zwróciłam swoje pobłyskujące oczy ku niemu.

  • - Will, co się dzieje?- powiedziałam półgłosem.

  • - Chodzi o bal.

  • - Bal? Ty też się nim przejmujesz?

  • - Tak. I ty też powinnaś.- warknął.

  • Nie do końca zrozumiałam.

  • - Emma powiedziała, że będę miała stuprocentową ochronę, nie wiem o co ci chodzi.

  • - Nie wolno ci ufać co niektórym.- spojrzał na moją twarz spode łba. W jego oczach pojawiły się tajemnicze błyski.

  • - Bez obaw. Nie łatwo zdobyć moje zaufanie.- uśmiechnęłam się kącikiem ust.

  • - Wiem o tym bardzo dobrze.- Pocałował mnie w czoło. Było to przelotne, lekkie muśnięcie ciepłych, ludzkich warg.- Muszę iść.

  • Odprowadziłam go spojrzeniem do drzwi, za którymi szybko zniknął. Westchnęłam i opadłam na łóżko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam połysk krwawego rubinu. Chwyciłam go i zacisnęłam pięść.

  • Tyle lat, wieków. A ja nadal czułam się tak jak na początku. Jak zaszczute zwierzę. Ofiara na celowniku bestii.


__________________________________

przepraszam, że tak długo to trwało. 
zbliża się bal łowców jak już wiecie, a ja nadal nie mam weny na jego rozwinięcie.
nie wiem ile to potrwa, ale się staram.

M.

PS. wszystkie pomysły z tym, co MOŻE wydarzyć się na balu możecie wysyłać na mojego maila. ;) wszelka pomoc może być bardzo, bardzo przydatna.

madzianna.blog@gmail.com




wtorek, 3 maja 2011

Rozdział 16.

Nie lubiłam się spóźniać na umówione spotkania, toteż wolałam wyjść przed czasem. Kiedy opuszczałam pokój, który stał się dla mnie prawdziwym azylem, wszystkie moje zmysły i mięśnie napięły się, gotowe do obrony czy ucieczki. Powoli, sztywnymi krokami szłam przez korytarze, podziwiając misterne ramy obrazów, szklane sufity i perskie, stare zniszczone dywany. Czułam się jak w muzeum. W powietrzu unosił się zapach kurzu i pergaminu, a puste korytarze niosły za sobą echo moich kroków, mimo iż starałam się iść jak najciszej. ,,Nie trzeba było zakładać butów na wysokim obcasie. Głupia” . Przemknęło mi przez myśl, kiedy to mijałam kolejne kwatery łowców. Spojrzałam na antyczny zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku. Mam jeszcze dziesięć minut. Podeszłam do windy i wcisnęłam guzik. Trzeba czekać. Oparłam się o najbliższą ścianę i przymknęłam powieki. Trudno było mi myśleć o tym, że za jakiś czas pojawią się tu obcy. Nie wiedziałam czy przeżyję, ale wiedziałam jedno. Muszę stąd zniknąć na czas balu. Być może na zawsze...
Z rozmyślań wyrwał mnie okropny szczęk sędziwej windy. Podeszłam do drzwi i poczekałam, aż się otworzą. W środku stał nie kto inny jak William.
Aurelia.- był zaskoczony moim widokiem. Miał lekko zakłopotaną minę. Jego włosy wisiały w strąkach zlepione potem, ciało miał całe podrapane i posiniaczone. Spojrzałam na jego nogi. Oprócz podartych, poplamionych spodni, moją uwagę przykuł długi sztylet przywiązany do łydki. Srebrne ostrze szpeciła krew. Czarna, zaschnięta i spękana. Z pewnością nie ludzka. Zacisnęłam pięści wbijając paznokcie w dłoń. Spojrzałam mu w oczy.
- Musiałem.
- Czy to był wampir?
- Młody, niedoświadczony. Nie wiedział czym... Kim jest i kto mu to zrobił.- przytaknął Will, wychodząc z windy i stając przede mną. Czułam szybkie bicie jego serca, które pompowało gorącą, pyszną krew. Zacisnęłam zęby.
- Jasne- pokiwałam głową, w której miałam mętlik. Nie kontrolowałam obrazów, które teraz przepływały przez moje myśli. Walka. Krew. Wrzask. A w końcu śmierć. Śmierć takiego jak ja.
- Mogłeś go oddać do ośrodka. Pokazaliby mu jak ma żyć nie krzywdząc nikogo. Jak ma się nie wychylać.- szepnęłam.
- Nie dał nam dojść do słowa.
- A próbowaliście coś mówić?- uniosłam brew.
W odpowiedzi William spojrzał na mnie wymownie.
- Zrozum, stanowił zagrożenie dla ludzi. Nie mogłem go puścić, żeby dalej zabijał.- syknął, a w jego oczach iskrzyły się płomyki buntu.
- Tak. Ale sam wiesz... Dziwnie się trochę czuję, kiedy stoisz przede mną umazany wampirzą krwią.- rozumiałam go. Nieraz sami likwidowaliśmy osobniki, które były zagrożeniem dla naszych sekretów. Odgarnęłam falę blond włosów i pogładziłam szyję.
- Ach, tak.- zamruczał.
- Muszę iść.- wyminęłam go i wśliznęłam się do ciasnej windy.
- Gdzie ci się tak spieszy, milady?
- Umówiłam się z Emmą. Na zakupy. Mam jej pomóc wybrać sukienkę na bal. Wiedziałeś o nim?- posłałam mu sarkastyczny uśmieszek i wcisnęłam guzik. Wiedziałam, że i tak by mnie ze sobą nie wziął. Nie chciałam iść. Chciałam uciec i nie wracać, lecz mimo wszystko poczułam ukłucie w sercu.
Po kilku minutach znalazłam się w holu. Wyszłam z windy wypatrując łowczyni. Nie było wcale trudno- ubrana w czerwoną, skąpą kurteczkę, obcisły top i spodnie. Do tego te błyszczące buty. Wyglądała jak gwiazda popu.
- Gotowa na szaleństwo?- przywitała mnie promiennym uśmiechem, a po chwili już mnie wlokła za sobą przez nierówne chodniki wzdłuż Tamizy.
- Cholera- zaklęłam pod nosem i wyrywając się Emmie, zaczęłam grzebać w swojej torebce. Wyjęłam okulary przeciwsłoneczne i założyłam je jak najprędzej. Choć zakrywały mi pół twarzy, nie dawały ostatecznej ochrony. Przez te podziemia zapomniałam, jak życie wygląda na zewnątrz. Zacisnęłam palce na nadgarstku mojej towarzyszki.
- Emma, na Boga, zabierz mnie z tego przeklętego słońca!- syknęłam jej do ucha, zasłaniając się torbą.
Syknęła z bólu wyrywając się z mojego uścisku. W miejscu gdzie ją złapałam, pojawiły się białe pręgi po moich silnych palcach.
- Już, już... Taxi!- wrzasnęła dziewczyna na czarny garbus. Pospiesznie wsiadłyśmy do środa. Naciągnęłam roletę na okno. Samochód nie był luksusowy. Typowa, londyńska taksówka. Poniekąd wizytówka miasta, nie licząc Big Bena, piętrowych autobusów i czerwonych budek telefonicznych.
- Do centrum- powiedziała łowczyni kiedy kierowca ruszył.
Po ponad pół godzinie, wysiadłyśmy przed ulubionym butikiem Emmy, która nie czekając aż wysiądę, wbiegła do środka z piskiem radości. Pokręciłam głową i wręczyłam taksówkarzowi należytą zapłatę. Okręciłam się na pięcie i szybko ruszyłam w ślad za łowczynią. Rozejrzałam się po sklepie. Nie było tu nic, na co mogłabym zawiesić oko, za to dziewczyna bawiła się świetnie. Usiadłam na skórzanej pufie, oglądając jak nurkuje między wieszaki i odwiesza sobie na ramieniu sukienki, które spełniały jej wymogi. Kiedy nazbierała ich już sporą górę, weszła do przebieralni. Wyszła krokiem modelki, ubrana w workowatą suknię. Skrzywiłam się.
- Morski to z całą pewnością nie twój kolor.
Z westchnieniem poczłapała z powrotem do odizolowanego pokoiku. Tę czynność powtarzała jeszcze z pięćdziesiąt razy. Kiedy znudzona czytałam stare czasopismo, przerwała mi chrząknięciem. Tym razem miała na sobie dopasowaną, obcisłą sukienkę z czerwonej satyny, sięgającą do kolan, co nadawało jej figurze bujnego kształtu i kobiecości.
- Tą. Zdecydowanie wybierz tą.
Uśmiechnęła się promiennie kłaniając się i parodiując zachowanie modelek na wybiegu.
- Znajdź mi buty i dodatki.
- Już się robi- odrzuciłam gazetę na stolik i zaczęłam buszować po sklepie.
Po chwili podeszłam do Emmy wyciągając w jej stronę szpilki Louboutina i czarną kolię. Jej oczy świeciły się kiedy delikatnie przejęła wisiorek i przyglądała się misternym, ciemnym kamieniom.
- Jesteś niesamowita- wykrztusiła przymierzając całość.- Biorę to.- skinęła na kobietę stojącą przy kasie. Wróciła do przebieralni i włożyła ubrania, w których przyszła. Odłożyła kupione rzeczy za kasą, prosząc o przetrzymanie. Zatarła ręce.
- To teraz coś dla ciebie.
- Nie idę.
- Może coś czarnego? Nie widzę ciebie w czymś innym, a czarna suknia będzie idealnie pasowała...
- Nie chcę tam być!- przerwałam jej podnosząc głos.
- Pójdziesz na ten bal, czy tego chcesz czy nie.- założyła ręce, przyjmując postawę zamkniętą.
- Emmo, czy ty naprawdę nie rozumiesz?- podeszłam do niej bliżej uważając, by kasjerka nie usłyszała ani słowa.- Nie mogę tam być. Wszystko zniszczę.
- To naprawdę wzruszające, ale nic z tego.
- Emma...- westchnęłam, przewracając oczami. Złapała mnie za rękę i poprowadziła do przebieralni.
- Rozbieraj się. Zaraz ci podam kilka sukienek.
I tyle ją widziałam. Sekundę później wrzuciła mi kilka czarnych sukni. Zrobiłam zaciętą minę, dokładnie obserwując każdą z nich. Sięgnęłam po następną. W dotyku była nieziemska. Prześlizgiwała się przez moje palce niczym czarna woda. Zerknęłam na metkę. Versace? Uniosłam brwi i włożyłam sukienkę. Tak jak myślałam, była idealna. Jak szyta dokładnie na moją figurę. Zrobiona z matowego, szlachetnego jedwabiu. Długa, dostojnie opadająca i rozszerzana. Przy biuście marszczona. Grube ramiączka zgrabnie okalają ramiona i krzyżują się na plecach. Ubiór iście doskonały na wyjątkowe, wieczorowe wyjścia.
Wyszłam z przebieralni pokazując się w całej krasie Emmie. Łowczyni otworzyła usta na mój widok.
- Mój Boże, wyglądasz prze- bos- ko!
- Kupuję ją.- zerknęłam na cenę. Cóż, raz na jakiś czas mogę pozwolić sobie na takie wydatki. Nie mogłam narzekać na brak pieniędzy- mnożone na różnorodnych kontach, w kilkudziesięciu bankach na całym świecie, przez setki lat.
- Masz do niej biżuterię? Buty i...
- Mam, mam.- mruknęłam zanurzając się na nowo w wąskiej izdebce. Zdjęłam suknię i przebrałam się w swoje stare ubranie.
Podeszłam do kasy, przy której stała dziewczyna.
- Versace?- powiedziałam do niej wyjmując lśniącą kartę kredytową.
- Sprowadzamy tu jedynie najlepsze perełki słynnych projektantów.- powiedziała sprzedawczyni, uśmiechając się sztucznie i puszczając mi perskie oko. Wprowadziłam kod i już po chwili cieszyłam się z nabytej rzeczy.
- Wracamy?
- Taksówka już czeka.- odpowiedziała Em wychodząc. W okamgnieniu obie sadowiłyśmy się na czarnej kanapie, pachnącej tytoniem i potem, gdzie znowu zasłoniłam szczelnie okno nie pozwalając, by chociażby jeden promyk słońca miał styczność z moją skórą.
________________________________________

po długim weekendzie, pełna sił, nareszcie dodaję nowiutki rozdział (co prawda odrobinę nudny). ;))
miłego czytania. ;*
następny pojawi się... za jakiś czas.
buziaki. madzianna.