wtorek, 3 maja 2011

Rozdział 16.

Nie lubiłam się spóźniać na umówione spotkania, toteż wolałam wyjść przed czasem. Kiedy opuszczałam pokój, który stał się dla mnie prawdziwym azylem, wszystkie moje zmysły i mięśnie napięły się, gotowe do obrony czy ucieczki. Powoli, sztywnymi krokami szłam przez korytarze, podziwiając misterne ramy obrazów, szklane sufity i perskie, stare zniszczone dywany. Czułam się jak w muzeum. W powietrzu unosił się zapach kurzu i pergaminu, a puste korytarze niosły za sobą echo moich kroków, mimo iż starałam się iść jak najciszej. ,,Nie trzeba było zakładać butów na wysokim obcasie. Głupia” . Przemknęło mi przez myśl, kiedy to mijałam kolejne kwatery łowców. Spojrzałam na antyczny zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku. Mam jeszcze dziesięć minut. Podeszłam do windy i wcisnęłam guzik. Trzeba czekać. Oparłam się o najbliższą ścianę i przymknęłam powieki. Trudno było mi myśleć o tym, że za jakiś czas pojawią się tu obcy. Nie wiedziałam czy przeżyję, ale wiedziałam jedno. Muszę stąd zniknąć na czas balu. Być może na zawsze...
Z rozmyślań wyrwał mnie okropny szczęk sędziwej windy. Podeszłam do drzwi i poczekałam, aż się otworzą. W środku stał nie kto inny jak William.
Aurelia.- był zaskoczony moim widokiem. Miał lekko zakłopotaną minę. Jego włosy wisiały w strąkach zlepione potem, ciało miał całe podrapane i posiniaczone. Spojrzałam na jego nogi. Oprócz podartych, poplamionych spodni, moją uwagę przykuł długi sztylet przywiązany do łydki. Srebrne ostrze szpeciła krew. Czarna, zaschnięta i spękana. Z pewnością nie ludzka. Zacisnęłam pięści wbijając paznokcie w dłoń. Spojrzałam mu w oczy.
- Musiałem.
- Czy to był wampir?
- Młody, niedoświadczony. Nie wiedział czym... Kim jest i kto mu to zrobił.- przytaknął Will, wychodząc z windy i stając przede mną. Czułam szybkie bicie jego serca, które pompowało gorącą, pyszną krew. Zacisnęłam zęby.
- Jasne- pokiwałam głową, w której miałam mętlik. Nie kontrolowałam obrazów, które teraz przepływały przez moje myśli. Walka. Krew. Wrzask. A w końcu śmierć. Śmierć takiego jak ja.
- Mogłeś go oddać do ośrodka. Pokazaliby mu jak ma żyć nie krzywdząc nikogo. Jak ma się nie wychylać.- szepnęłam.
- Nie dał nam dojść do słowa.
- A próbowaliście coś mówić?- uniosłam brew.
W odpowiedzi William spojrzał na mnie wymownie.
- Zrozum, stanowił zagrożenie dla ludzi. Nie mogłem go puścić, żeby dalej zabijał.- syknął, a w jego oczach iskrzyły się płomyki buntu.
- Tak. Ale sam wiesz... Dziwnie się trochę czuję, kiedy stoisz przede mną umazany wampirzą krwią.- rozumiałam go. Nieraz sami likwidowaliśmy osobniki, które były zagrożeniem dla naszych sekretów. Odgarnęłam falę blond włosów i pogładziłam szyję.
- Ach, tak.- zamruczał.
- Muszę iść.- wyminęłam go i wśliznęłam się do ciasnej windy.
- Gdzie ci się tak spieszy, milady?
- Umówiłam się z Emmą. Na zakupy. Mam jej pomóc wybrać sukienkę na bal. Wiedziałeś o nim?- posłałam mu sarkastyczny uśmieszek i wcisnęłam guzik. Wiedziałam, że i tak by mnie ze sobą nie wziął. Nie chciałam iść. Chciałam uciec i nie wracać, lecz mimo wszystko poczułam ukłucie w sercu.
Po kilku minutach znalazłam się w holu. Wyszłam z windy wypatrując łowczyni. Nie było wcale trudno- ubrana w czerwoną, skąpą kurteczkę, obcisły top i spodnie. Do tego te błyszczące buty. Wyglądała jak gwiazda popu.
- Gotowa na szaleństwo?- przywitała mnie promiennym uśmiechem, a po chwili już mnie wlokła za sobą przez nierówne chodniki wzdłuż Tamizy.
- Cholera- zaklęłam pod nosem i wyrywając się Emmie, zaczęłam grzebać w swojej torebce. Wyjęłam okulary przeciwsłoneczne i założyłam je jak najprędzej. Choć zakrywały mi pół twarzy, nie dawały ostatecznej ochrony. Przez te podziemia zapomniałam, jak życie wygląda na zewnątrz. Zacisnęłam palce na nadgarstku mojej towarzyszki.
- Emma, na Boga, zabierz mnie z tego przeklętego słońca!- syknęłam jej do ucha, zasłaniając się torbą.
Syknęła z bólu wyrywając się z mojego uścisku. W miejscu gdzie ją złapałam, pojawiły się białe pręgi po moich silnych palcach.
- Już, już... Taxi!- wrzasnęła dziewczyna na czarny garbus. Pospiesznie wsiadłyśmy do środa. Naciągnęłam roletę na okno. Samochód nie był luksusowy. Typowa, londyńska taksówka. Poniekąd wizytówka miasta, nie licząc Big Bena, piętrowych autobusów i czerwonych budek telefonicznych.
- Do centrum- powiedziała łowczyni kiedy kierowca ruszył.
Po ponad pół godzinie, wysiadłyśmy przed ulubionym butikiem Emmy, która nie czekając aż wysiądę, wbiegła do środka z piskiem radości. Pokręciłam głową i wręczyłam taksówkarzowi należytą zapłatę. Okręciłam się na pięcie i szybko ruszyłam w ślad za łowczynią. Rozejrzałam się po sklepie. Nie było tu nic, na co mogłabym zawiesić oko, za to dziewczyna bawiła się świetnie. Usiadłam na skórzanej pufie, oglądając jak nurkuje między wieszaki i odwiesza sobie na ramieniu sukienki, które spełniały jej wymogi. Kiedy nazbierała ich już sporą górę, weszła do przebieralni. Wyszła krokiem modelki, ubrana w workowatą suknię. Skrzywiłam się.
- Morski to z całą pewnością nie twój kolor.
Z westchnieniem poczłapała z powrotem do odizolowanego pokoiku. Tę czynność powtarzała jeszcze z pięćdziesiąt razy. Kiedy znudzona czytałam stare czasopismo, przerwała mi chrząknięciem. Tym razem miała na sobie dopasowaną, obcisłą sukienkę z czerwonej satyny, sięgającą do kolan, co nadawało jej figurze bujnego kształtu i kobiecości.
- Tą. Zdecydowanie wybierz tą.
Uśmiechnęła się promiennie kłaniając się i parodiując zachowanie modelek na wybiegu.
- Znajdź mi buty i dodatki.
- Już się robi- odrzuciłam gazetę na stolik i zaczęłam buszować po sklepie.
Po chwili podeszłam do Emmy wyciągając w jej stronę szpilki Louboutina i czarną kolię. Jej oczy świeciły się kiedy delikatnie przejęła wisiorek i przyglądała się misternym, ciemnym kamieniom.
- Jesteś niesamowita- wykrztusiła przymierzając całość.- Biorę to.- skinęła na kobietę stojącą przy kasie. Wróciła do przebieralni i włożyła ubrania, w których przyszła. Odłożyła kupione rzeczy za kasą, prosząc o przetrzymanie. Zatarła ręce.
- To teraz coś dla ciebie.
- Nie idę.
- Może coś czarnego? Nie widzę ciebie w czymś innym, a czarna suknia będzie idealnie pasowała...
- Nie chcę tam być!- przerwałam jej podnosząc głos.
- Pójdziesz na ten bal, czy tego chcesz czy nie.- założyła ręce, przyjmując postawę zamkniętą.
- Emmo, czy ty naprawdę nie rozumiesz?- podeszłam do niej bliżej uważając, by kasjerka nie usłyszała ani słowa.- Nie mogę tam być. Wszystko zniszczę.
- To naprawdę wzruszające, ale nic z tego.
- Emma...- westchnęłam, przewracając oczami. Złapała mnie za rękę i poprowadziła do przebieralni.
- Rozbieraj się. Zaraz ci podam kilka sukienek.
I tyle ją widziałam. Sekundę później wrzuciła mi kilka czarnych sukni. Zrobiłam zaciętą minę, dokładnie obserwując każdą z nich. Sięgnęłam po następną. W dotyku była nieziemska. Prześlizgiwała się przez moje palce niczym czarna woda. Zerknęłam na metkę. Versace? Uniosłam brwi i włożyłam sukienkę. Tak jak myślałam, była idealna. Jak szyta dokładnie na moją figurę. Zrobiona z matowego, szlachetnego jedwabiu. Długa, dostojnie opadająca i rozszerzana. Przy biuście marszczona. Grube ramiączka zgrabnie okalają ramiona i krzyżują się na plecach. Ubiór iście doskonały na wyjątkowe, wieczorowe wyjścia.
Wyszłam z przebieralni pokazując się w całej krasie Emmie. Łowczyni otworzyła usta na mój widok.
- Mój Boże, wyglądasz prze- bos- ko!
- Kupuję ją.- zerknęłam na cenę. Cóż, raz na jakiś czas mogę pozwolić sobie na takie wydatki. Nie mogłam narzekać na brak pieniędzy- mnożone na różnorodnych kontach, w kilkudziesięciu bankach na całym świecie, przez setki lat.
- Masz do niej biżuterię? Buty i...
- Mam, mam.- mruknęłam zanurzając się na nowo w wąskiej izdebce. Zdjęłam suknię i przebrałam się w swoje stare ubranie.
Podeszłam do kasy, przy której stała dziewczyna.
- Versace?- powiedziałam do niej wyjmując lśniącą kartę kredytową.
- Sprowadzamy tu jedynie najlepsze perełki słynnych projektantów.- powiedziała sprzedawczyni, uśmiechając się sztucznie i puszczając mi perskie oko. Wprowadziłam kod i już po chwili cieszyłam się z nabytej rzeczy.
- Wracamy?
- Taksówka już czeka.- odpowiedziała Em wychodząc. W okamgnieniu obie sadowiłyśmy się na czarnej kanapie, pachnącej tytoniem i potem, gdzie znowu zasłoniłam szczelnie okno nie pozwalając, by chociażby jeden promyk słońca miał styczność z moją skórą.
________________________________________

po długim weekendzie, pełna sił, nareszcie dodaję nowiutki rozdział (co prawda odrobinę nudny). ;))
miłego czytania. ;*
następny pojawi się... za jakiś czas.
buziaki. madzianna.


6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi sie podobał. Fakt długi, ale nie nudny. Cóż, bardzo "dziewczęcy". widać, że Aurelia to jakaś znawczyni mody. xDD Spodobały mi się opisy. ~
    pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu znowu ja. xDD u mnie nowy rozdział na artificial-paradise
    zapraszam. x3

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku takie małe pytanie: a ile trwa ten twój ,,za jakiś czas” ? :p
    Rozdział oczywiście świetny i nie mogę się zadziwić, skąd ty bierzesz na to wszystko pomysły! W dodatku taki zasób słów i tak pięknie umiesz dobrać to w zdania, ze magia! xD
    Mam nadzieję, ze już niedługo pojawi się nowa notka. :*
    P.S. Cudowne opisy. W życiu bym takiego czegoś nie napisała! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie dzięki za tą uwagę. : D Miałaś rację, niepotrzebnie napisałam "nie".
    Jeszcze raz dziękuję i już poprawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm...ten rozdział jest świetny..między innymi właśnie dlatego że ukazuje no taką...jakby kobiecość Aurelii teraz można to wyraźnie zauważyć :)
    czekam na nexta

    Anakhi

    OdpowiedzUsuń
  6. nn na sen-wiecznosci.blog.onet.pl

    ;)

    OdpowiedzUsuń