środa, 23 listopada 2011

So sad!

kochani,

nie miałam od dłuższego czasu komputera. był tak zawirusowany, że przepadały wszystkie zdjęcia, filmy... także moja aurelia i lena. :-c
mimo, że do aurelii miałam już 31 rozdział, to muszę wymyślić coś nowego. dlatego BARDZO was przepraszam i proszę o czas, żebym mogła to wszystko jakoś ogarnąć..

mam ochotę kląć. :-x



love, madzianna.


.

niedziela, 9 października 2011

Rozdział 26.

- Żartujesz sobie?! Grupa czyścicieli została zamknięta przez łowców jakieś dwieście lat temu!- blondyn wrzasnął w drzwi szafy, w której bezpiecznie czekałam na zachód słońca- To śmieszne! Uważasz, że nadal działają?!- prychnął pogardliwie. Gwałtownie otworzyłam drewniane skrzydła szafy, pchnąwszy łowcę. Kilka centymetrów nad ziemią, chwyciłam za czarny pas przepasający jego pierś. Po wpływem szybkości z jaką pokonałam dzielącą nas odległość jego koszula uniosła się ku górze. Uśmiechnęłam się z wyższością, uniosłam go trochę wyżej i puściłam na cuchnącą, brudną podłogę, wzbijając tym samym tuman kurzu i mocną woń pleśni.
- Wy, łowcy jesteście ślepi. Co niektórzy przejawiają też oznaki okropnej głupoty. Zaobserwowałam to szczególnie u blondynów. Też macie takie wrażenie?- zwróciłam się do dziewczyn, otrzepując dłonie. Przeszłam ponad Williamem i usiadłam na oparciu zapadłego fotela. Z wyrazem zażenowania i pogardy na twarzy patrzyłam jak Kate klęka obok podnoszącego się Willa i kładzie ręce na jego klatce piersiowej. Dobrze słyszałam jej przyspieszony oddech i widziałam gęsią skórkę, która przelotnie zawitała na jej skórze. Miałam ochotę przelecieć przez pokój i rzucić nią o ścianę. Z chęcią patrzyłabym, jak zostaje po Kate jedynie plama krwi, trzask kości i niemy krzyk, który zamiera na jej ustach, oblepionych różową szminką.
- Tak wygląda zazdrość u wampira?- syknął Will.
- Nie. Wygląda wiele, wiele gorzej.- czyściłam jego sztyletem swoje paznokcie- Gdybym była rzeczywiście zazdrosna, już dawno wasza gorąca krew gościłaby w moim żołądku, a ja najedzona do syta, bawiłabym się waszymi bladymi ciałami obrywając poszczególne części ciała i rzucając nimi do celu.- spojrzałam na ich dwójkę płonącą furią w moich oczach- Ale uznałam, że nie warto być zazdrosną o kogoś takiego jak ty.- ostatnim słowem niemal splunęłam i rzuciłam lśniącym sztyletem między nowego Romea i Julię. Emma uśmiechnęła się ukradkiem, zapewne wyobrażając sobie krzywdę, którą mogę wyrządzić jej rywalce o tytuł najlepszej łowczyni.
- A wracając do Czyścicieli- zaczęła Em teatralnym, donośnym głosem- To co z nimi?
- Nigdy o nich nie słyszałaś?- spytała sceptycznie Kate, siadając obok łowcy. Uniosłam brew mierząc wzrokiem to, jak się do niego śliniła.
- Poprzedni semestr cały przespałam.- wzruszyła lekceważąco ramionami.
- Czyściciele to grupa bardzo przydatna. Zwłaszcza nam- wampirom i innym gatunkom nadprzyrodzonym. Łowcy popełnili błąd przerywając i zabraniając ich działania. Choć tak naprawdę nigdy tego nie zrobili. Nigdy was nie posłuchali i nigdy tego nie zrobią rzecz jasna. To rasa, która sama sobie wytycza granice, spisuje swoje prawa. Są podobni do kotów- niezależni. Jednak w pracy przypominają bardziej... glonojada. Sprzątają ten cały bałagan związany z pożywianiem się.- machnęłam ręką- Zawsze możemy liczyć na ich usługi, kiedy coś się... wymknie spod kontroli.
Zauważyłam na rękach Emmy dreszcze. Jej twarz pobladła, a źrenice rozszerzyły się.
- Czy były przypadki, że Czyściciele atakowały ludzi, łowców albo wampiry?- szepnęła, sięgając po bicz. Odwróciłam się i spojrzałam na czwórkę zakapturzonych, wysokich osobników. Wokół nich toczyły się ciężkie chmury mgły zmieszanej ze smogiem. Roztaczali wokół siebie lodowate powietrze, wywołując u każdej żywej istoty dreszcz i przerażenie.
- Nie, młoda łowczyni. Ale cóż to począć, kiedy smak zemsty jest w zasięgu ręki.- wyszeptały wszystkie cztery postacie- I jest taki... słodki.
Po tych słowach, niczym pędzące duchy rzuciły się na na łowców. Ich nieprzerwany krzyk, bardziej przypominał pisk kredy po tablicy. Bolały od niego zęby, a każdy nerw przebiegał prąd. Wrzasnęłam, kiedy dwójka z nich chwyciła mnie za ramiona i uniosła do góry, blokując mi wszelkie ruchy. Mogłam tylko miotać się, wrzeszczeć, pluć jadem i obserwować jak czyściciele krok po kroku zbliżają się do łowców.
- Celuj w brzuch!- wydarłam się na Willa, kiedy kolejny raz próbował w osłupieniu ciąć przeciwnika- Celuj w brzuch, kretynie! Mają serce znacznie niżej niż ludzie!- powtórzyłam i wtedy trzymający mnie mnich wbił mi coś z impetem w pierś. Zgięłam się w pół i spojrzałam na narzędzie tkwiące w moim ciele. Wielka, srebrna, strzykawka wlewała do mojego wnętrza lodowaty płyn. Drżącymi rękoma wyjęłam ją i rozbiłam o podłogę chlapiąc zawartością na mężczyzn. W mgnieniu oka, moja skóra zabarwiła się na szaro, a ciałem wstrząsały dreszcze. Nie panowałam nad tym, co się ze mną działo. Upadłam na podłogę i zwymiotowałam krwią. Nie mogłam złapać tchu, leżałam w drgawkach a moje oczy wywracały się białkami do góry. Rozległ się nade mną śmiech jednego z czyścicieli. Wziął mnie na ręce i wrzucił do piwnicy, mimo że się miotałam i wrzeszczałam w niebo głosy. Ostatnie co słyszałam to przeraźliwy wrzask Emmy. Potem upadłam, zanurzając się w morzu sponiewieranych nieboszczyków. Byłam jednym z nich.
                                                               ***
Otworzyłam oczy i gwałtownie łapałam chełsty dusznego, cuchnącego powietrza. Wstałam z zawrotami głowy i spojrzałam w górę. Ciągle byłam w piwnicy a przez szpary w podłodze przedzierało się jasne światło i coś jeszcze. Małymi strumyczkami kapała krew na twarze zmarłych i na moje wyciągnięte ręce. Musiałam mrugać co jakiś czas, bo obraz się rozmazywał, albo zmieniał kolory. Z krzykiem potknęłam się i upadłam na dwoje dzieci z urwanymi głowami. Potrząsnęłam głową i z obrzydzeniem oddaliłam się masakrując kolejne ciała. Zdawało mi się, że kilka z nich poruszyło się. Zadarłam głowę do góry.
- Czy ktoś mnie słyszy?!- krzyczałam. Zero odpowiedzi. Głucha cisza dzwoniła mi w uszach. Poślizgnęłam się i upadłam, zwrócona twarzą do wykrzywionej twarzy jakiegoś mężczyzny. Chciałam się podnieść, ale oni byli wszędzie. Szeptali do mnie. Odwróciłam się, żeby nabrać powietrza, ale kilkoro stało nade mną uśmiechając się podle. Machali mi oderwanymi członkami ciała, albo trzymali swoje odcięte głowy. Cuchnęli śmiercią. Wrzasnęłam z przerażeniem i przepchałam się przez tą grupę, ale wstawało ich coraz więcej. Coraz więcej szeptów i zgrzytu kości.
- Zostawcie mnie w spokoju!- krzyczałam przez krwawe łzy. Plecami już dotykałam obślizgłej, zgrzybiałej ściany, a oni napierali na mnie coraz to większym tłumem, wyciągając w moją stronę ręce, nieraz same kłykcie. Darłam się, miotałam i gryzłam z furią na oślep. Odpychałam ich od siebie drapiąc ich nagie ciała. Pod paznokciami miałam ich szarą skórę. To samo czułam na zębach. Byłam wyczerpana. Kiedy odrywałam im części ciała, nawet tego nie zauważyli, jedynie napierali na mnie z jeszcze większą siłą. Wrzeszczałam w niebo głosy błagając, aby ktoś mnie usłyszał. Ktokolwiek. 
Aż w końcu zniknęłam pod ciężarem fali żywych zwłok.

___________________

w końcu coś jest.
rozdział dedykuję dla karo i leny- moim stałym czytelniczkom. ^_^
kocham was za waszą wytrwałość, oraz za to, że w ogóle czytacie te moje wypociny.
a propos- na mojaduszanatalerzu  pojawiła się nn. ;-*

poniedziałek, 12 września 2011

Rozdział 25.

Cała nasza trójka wyglądała jak siedem nieszczęść. Byliśmy poplamieni krwią, która już zasychała, zieloną mazią z pysków tropicieli, a wszędzie mieliśmy kurz i pleśń, bo kanał który wybrali łowcy nie był używany od bardzo dawna.
- Musimy się umyć- powiedział William, który z obrzydzeniem na twarzy ściągał z włosów zielonkawy śluz.
- Co ty nie powiesz?- jęknęłam, kiedy coś, co próbowałam zdrapać z czoła, wpadło mi do oka.
Kilka kroków od nas zalśniła Tamiza w blasku księżyca, niczym srebrna wstążka usiana gwiazdami. Will podszedł do jej koryta i zerknął w dół.
- No to wskakujemy- westchnął. Poszłam za nim i podążyłam za jego wzrokiem. Kate została w tyle i klnąc wyplątywała pajęczynę z ucha. Zerknęłam na gęstą wodę, na której unosiła się piana i śmieci.
- Yhm. Mam co do tego wątpliwości?
- To co chcesz zrobić, mądralo?- założył ręce na piersi.
Z kościoła dobiegły nas krzyki, a z okien dostrzegłam blade, białe światła. Przymknęłam oczy i wytężyłam słuch. Tłum łowców, a z nimi jeszcze więcej tropicieli. Ich kroki dudniły tak mocno, że czułam jak ziemia pod stopami drży.
- Słyszysz?
- Wiejemy- warknął.
- I tak nas znajdą po zapachu. Nie będziemy mogli przestać uciekać, bo nas znajdą. Ja mogę zneutralizować swój zapach- uśmiechnęłam się na jego pytające spojrzenie- Matka natura jest cudowna i tym razem też postanowiła ratować wampirom tyłki. Za to wam nie była taka łaskawa.- podeszłam do niego i pociągnęłam nosem przy jego szyi. To samo uczyniłam z Kate. Skrzywiłam się i parsknęłam śmiechem.
- Jesteś niewiarygodnie głupia. Wiedziałaś na co się piszesz i mimo wszystko wylałaś na siebie z wiadro perfum. Nie za mądre posunięcie.- na jej piorunujące spojrzenie odpowiedziałam sarkastycznym prychnięciem. 
- Pomogę wam, sieroty-rzuciłam się do rzeki i zanurkowałam w gęstej, brudnej wodzie. Kiedy dotknęłam dna, zaczęłam zbierać muł, który tam się osadzał. Nazbierałam ile mogłam i wypłynęłam na powierzchnię. Wyszłam na brzeg i rzuciłam błotem w Williama i Kate. Przy tej drugiej śmierdzącej papki w cale nie żałowałam, przyznam się szczerze i bez bicia.
- Wysmarujcie się tym. Śmierdzi tak okropnie że całkowicie zamaskuje wasz zapach i zniechęci psy, a tym samym, uratuje nam tyłki.
Z wielką niechęcią zrobili, co im poleciłam. Drzwi kościoła zaczęły drżeć tak samo jak wejścia do kanałów widoczne na trawniku. Kiedy biegliśmy co tchu przez most, kilka z nich uchyliło się, a wkrótce pokazały się głowy łowców o świecących, groźnych oczach. 
Byli na polowaniu.
                                                                               ***
- Tutaj- szepnęłam zaciągając ich oboje do okropnej dziury.
- Boże, to cud, że ten dom wciąż stoi.- jęknęła Kate rozglądając się wokoło.
Podeszłam do drzwi i pchnęłam klamkę. Niestety odrobinę za mocno i moja dłoń wraz z nią przeszła na wylot. Zagryzając wargi weszłam do pomieszczenia pachnącego starością i zgnilizną. Rozejrzałam się. Był to dom jakichś staruszków. Pełno było serwetek, porcelanek i czarno-białych zdjęć. A bujany fotel w rogu tylko  utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Łowczyni wyszła na przód i poczęła sprawdzać wszystkie drzwi w małym domku. W końcu na jej twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech.
- Jest łazienka. Zaraz wracam- powiedziała radosnym tonem i zatrzasnęła drzwi.
Usiadłam w fotelu na biegunach i zaczęłam się huśtać. Zawsze miałam do takich słabość. William usiadł na starej, wytartej pufie, wyjął miecz i zaczął go czyścić po krwawej jatce w tunelu. Chwilę później drzwi wejściowe zaskrzypiały, a my oboje skoczyliśmy na równe nogi w pozycji bojowej. On uniósł miecz, a ja pokazałam kły. Zmokłą czarna postać wparowała do środka, ale zaraz się cofnęła do progu.
- Hej! Spokojnie to ja!- zrzuciła kaptur z twarzy i ukazała nam się śliczna twarz Emmy.
Odetchnęłam ulgą i ponownie usiadłam w babcinym fotelu.
- Mój Boże, co wam się stało? Ale tu cuchnie...
- Stado tropicieli w tunelu.- wzruszył ramionami William. Em zdjęła mokry płaszcz i powiesiła go na oparciu sofy. Rzuciła paczkę Willowi a pozostałe dwie położyła na podłodze.
- Prowiant i broń. Wzięłam to co zostało. Reszta została przydzielona łowcom, którzy na nas polują.- rzuciła mi jeszcze jedną paczkę- Ciuchy.
- Wierz mi, nie tylko oni.- stęknęłam i poszłam do łazienki kiedy wyszła stamtąd Kate.
Ogólnie nie miałam nic przeciwko, że ona brała udział w tej całej ,,misji", mimo że za mną nie przepadała. Ale zastanawiało mnie po co ją w to mieszać? Emma jej nie znosiła, bo wyłaniała się z grupy pustych laleczek z wielkim biustem i toną make upu na twarzy.
- Zamknęłam się w ciasnej łazience i ją obejrzałam. Mogło być gorzej. Zawsze mogło być gorzej, powtarzałam sobie kiedy zdejmowałam kombinezon i próbowałam nie patrzeć na ogromny, brązowy grzyb na suficie i w rogu wanny. Prysznic wydawał się czystszy, to też z niego skorzystałam. Niestety o gorącej wodzie można było pomarzyć. Cały brud schodził z wielkim trudem. Musiałam niemal całe ciało skrobać paznokciami. Za ścianą usłyszałam hałas i zgrzyt noży. Szybko zakręciłam wodę i wyszłam ślizgając się po podłodze. Wciągnęłam elastyczne czarne spodnie i równie dopasowany top na wilgotną skórę. Chwaliłam Emmę za to, że nie zapomniała niczego- bielizna, skarpetki i długie buty do kolan. Ubrana w to wszystko, wybiegłam z łazienki, chlapiąc wszędzie mokrymi włosami.
- Co się...- i właśnie wtedy to zobaczyłam. Obie łowczynie stały po bokach Williama. Jedna z łukiem, druga z batem. Zaś ten pośrodku z olbrzymim mieczem w dłoni, przekłuwał na wylot żałośnie wyglądającego człowieka, przyciskając go do ściany i zostawiając na niej plamę rozmazanej, ciemnej krwi.
Podeszłam do ofiary łowców i pociągnęłam nosem. Wiedziałam już skąd przyszedł i kto go wysłał. Szarpnęłam za sztywny kołnierz opinający jego szyję. Materiał rozerwał się niemal do torsu. Naszym oczom ukazały się liczne siniaki i wbicia po kłach. Z westchnieniem podwinęłam jego rękaw, wykręcając jego rękę wewnętrzną stroną. Na nadgarstkach i zgięciach łokci to samo.
- Jesteś lodówką- parsknęłam śmiechem- Kto cię tu przysłał? Kto był tak mądry i wysłał swoją lodówkę?
- To ciebie szukał, złotowłosa, złotooka.- wycharczał mężczyzna. Wzięłam jego twarz w dłonie i zagłębiłam paznokcie w jego policzkach.
- Gdzie on zmierza?- spojrzałam w jego szare, gasnące oczy.
- Prosto na was- wyszeptał, z jego ust wypłynął strumyk krwi. Will szarpnął miecz, wyrywając go z jego piersi. Blady, łysy facet padł na podłogę twarzą do dołu.
- To co teraz?- wsadził miecz do pochwy, wiszącej u jego boku.
- Wiem, że przyszedł z północy. Czyli prawdopodobnie sprawdzili już mój dom. Nie będą tam więcej węszyć. Najwyżej rozstawili swoich ludzi w okolicy. Co powiecie na małą podróż do najchłodniejszej części kraju?- dodałam z optymizmem, wycierając krew na moich dłoniach o koszulkę łowcy. Spojrzał na mnie z dezaprobatą. 
- Brzmi zachęcająco.- prychnęła z pogardą Kate i zaczęła oglądać swoje długie paznokcie. Emma miała taką minę, jakby chciała owinąć jej bat wokół szyi i patrzeć jak pada w drgawkach na ziemię.
- Nie mamy za bardzo wyboru, co?- spytał William i się przeciągnął. Przeszukał szafę i wyciągnął z niej imponujący rozmiarami plecak. Spakował w niego prowiant i pozostałą broń.
- Niedługo świt. Jak myślisz, ile pociągnę na słońcu? Poza tym, ty ciągle walisz łajnem- zaczęłam z sarkazmem.
Łowca westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Co da się zrobić?
- Przeczekać. Wieczorem możemy wyjść. Albo jak tylko będzie pochmurno, tylko potrzebuję krwi. Chodzenie za dnia jest okropne i strasznie wyczerpuje.- cofnęłam się przed pierwszymi promieniami słońca.
- Mam dla ciebie obrabować bank krwi?
- Przecież zrobisz dla niej wszystko.- parsknęła Emma.
- Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami, ignorując docinki Em- Możesz też przynieść mi barana, krowę, kurę lub człowieka. Osobiście wybrałabym to ostatnie, ale przy waszej obecności to będzie raczej niemożliwe. Strasznie mnie krępujecie.- uśmiechnęłam się złośliwie.-A tymczasem, schowam się w piwnicy, jeżeli nie macie nic przeciwko.- zsunęłam dywan i podniosłam zakurzoną klapę. Bez wahania wskoczyłam do środka, ale poślizgnęłam się na czyjejś... twarzy. Zaraz wyskoczyłam z krzykiem.
- Nigdy nie uwierzysz co tam jest, póki sam tego nie zobaczysz- przełknęłam ślinę. Istna masakra. Wszyscy razem nachyliliśmy się nad otworem, patrząc za światłem latarki Willa. W piwnicy rzędami leżały zmasakrowane ciała. Starców, dzieci, młodych. Poukładani jeden na drugim, zajmowali całe pomieszczenie. W oddali były jedynie kości. Emma szybko się odwróciła z odruchem wymiotnym, nie chcąc dłużej na to patrzeć.
- Co to jest, do cholery, śmietnik wampirów?!- warknął William zamykając klapę i wzbijając tuman kurzu.
Emma zasłaniała wszystkie okna grubym kartonem i firanką. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Nie tylko wampirów. Zapachy są tak różne...- wskazałam na klapę.- Tam jest wszystko. Eksperymenty czarowników i wiedźm, przekąski wampirów i ofiary wilkołaków. Nawet ciała, które zostały zmasakrowane przez mutanty, potwory.- zmarszczyłam nos. Odór ich okropnych, zdeformowanych cielsk przedzierał się przez szpary w podłodze. Jak ja mogłam tego nie wyczuć? Najwyraźniej byłam jeszcze zbyt słaba i osłabiona. Albo sztuczki, które zostały wykorzystane do ochrony tego miejsca doskonale spełniały swoją rolę.
- Czy to znaczy?...
- Tak, Williamie. Trafiliśmy na kryjówkę Czyścicieli i bardzo wątpię w to, że ucieszą się z naszej wizyty.

_______________________

przepraszam, że tak długo nic nie było. już jest. :D
ps. trochę nie ogarniam teraz- rok szkolny i mam masę zajęć, więc będę trochę rzadziej.
piszcie o nn i co u was, wykrzyczcie się na mnie, za moją nieobecność. :3 stęskniłam się, no.

dla umilenia okropnego poniedziałku- wspomnienie z soboty. <3
http://www.youtube.com/watch?v=EPo5wWmKEaI

niedziela, 21 sierpnia 2011

Rozdział 24.


Są ludzie i stworzenia nadprzyrodzone. Oba gatunki można podzielić na potwory i tych normalnych. Zawsze myślałam, że należę do normalnych. Ukrywałam swoją prawdziwą twarz, próbując być tym, kim tak naprawdę nie byłam- człowiekiem. Choć już się nim nie stanę, nigdy nie przestałam próbować. Z drugiej strony wiedziałam że, człowiek, którym byłam umarł wraz z moją duszą w 1634. Tak naprawdę w każdym z nas jest jest jakaś część potwora. Czasami mam wrażenie, że to ta właśnie część mnie przeważa resztkę człowieczeństwa, jakie we mnie zostało. Nieraz przysłania ją całkowicie dając w zamian żądzę mordu i łaknienie krwi. Wtedy mam wrażenie, że potwór drzemiący we mnie, wyszedł w końcu na powierzchnię i już nigdy nie będzie chciał się ukrywać. A może ja po prostu jestem potworem?


Moje rozmyślania przerwał Christopher w drugim końcu celi. Dławił się i dusił wypluwając drewniane drzazgi. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach.
- Gotowy?- kiwnął w odpowiedzi głową, a ja się zamachnęłam i uderzyłam w jego kark z całej siły, ułatwiając mu wykrztuszenie drewna.
- Być może resztę rozpuści jad, ale wątpię. Będziesz musiał się udać do któregoś z laboratoriów z Domu Księżyca. Pomogą usunąć to świństwo.
- Słyszałem, że cię wypuszczają i będziesz szukała swojego mężusia. Oby to on, nie znalazł cię pierwszy.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Czy ty coś wiesz, mój stary przyjacielu?- uniosłam brew, przyglądając mu się badawczo.
- Igracie z ogniem, którego nie da się ugasić zwykłą wodą. Trzeba czegoś więcej.
- Czyli nie możemy wybierać oczywistych metod zabijania? To co zwykły kołek nie wystarczy?
- Jasne że nie! Ten facet pamięta początek imperium rzymskiego, może i więcej. Myślisz, że nie uodpornił się na takie rzeczy jak srebro i drewno?- prychnął lekceważąco- Myślę, że trzeba czegoś więcej. Nigdy nie próbowałaś go zabić?
- Dzięki Chris, zawsze umiałeś podnieść mnie na duchu- mruknęłam przypominając sobie te nieudolne próby.
- Do twoich usług, skarbie.
- Wiesz, że to przez ciebie nas aresztowali, kretynie? Od zawsze jesteś świadomy, że używam swojego starego nazwiska. Presscot. P-r-e-s-s-c-o-t!- machałam w powietrzu palcem formując litery.
- Taaa...- uśmiechnął się do siebie wampir- Zabawnie było patrzeć na ich miny, co? Wyglądali jak ksiądz, któremu ktoś naszczał do wody święconej.- wybuchł śmiechem, krztusząc się drewnianą igłą.
- Chyba nie chcesz wiedzieć, jaką minę mam teraz- dobiegł głos zza krat. William stał z dwiema łowczyniami po bokach.
- Zapewne jak srający kot z zatwardzeniem. Ale to twój normalny wyraz twarzy, czyż nie? Łowco? Czy się mylę?- zamruczał kuszącym basem, strosząc brwi. Ach, Chris. Gdybym miała serce zabiło by mocniej. Zapewne tak jak u łowczyń w tej chwili. Niewątpliwie to wyczuł.
- Pospiesz się Aurelio, nie mamy dużo czasu. Jeżeli mistrz się dowie, mielibyśmy niemałe kłopoty.- nie zwrócił uwagi na kąśliwe uwagi.
Wstałam i poklepałam po ramieniu Christophera mrugając do niego porozumiewawczo.
- Wrócisz po mnie. Jestem tego pewien. Ech... Nie dziwię ci się. Trudno mi się oprzeć.- błysnął zębami w ciemności. Kucnęłam obok niego, chwyciłam jego zakrwawioną twarz w dłonie i spojrzałam prosto w jego ciemne, magnetyczne oczy. Odwzajemniłam ten wredny, szelmowski uśmieszek i pocałowałam go w policzek. Musnęłam jednocześnie jego skórę językiem, zlizując odrobinę krwi. Uśmiechnął się jak zza naszych czasów.
- Nienawidzę cię.- lekko go szturchnęłam.
- Mmm... Cóż za gorące uczucie. Tylko cienka linia... dzieli je od... pożądania. Z czasem ta linia zanika. Widzisz ją, Aurel?- zamruczał mi do ucha, odgarniając moje włosy.
- Tak, ja też nie. Chyba nigdy nas nie dotyczyła, co?- kontynuował bezlitośnie, patrząc na gamę uczuć, które wykrzywiały twarz Williama. Tak, ja bawiłam się równie świetnie co on.- Zaskakująco łatwo przychodziło nam łączenie tak zbieżnych odczuć. Być może... Znowu spleciemy je razem.- uśmiechnął się, odnajdując moje spojrzenie. Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek.
 Otrzepałam ubranie i dopiero zorientowałam się, że jestem ubrana w czarny kombinezon. Gdzie moja suknia? Zaczęłam rozglądać się poddenerwowana.
- Mam twoją sukienkę- pomachała mi Emma niedużą paczką.
- A moje rzeczy?
- Wyślę ci na adres, który mi podasz, a potem was dogonię.
Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z celi. Wyszeptałam Emmie adres, który skwitowała uniesieniem brwi, a już po chwili patrzyliśmy, jak jej sylwetka znika w ciemnościach korytarza. Spojrzałam na drugą łowczynię, która patrzyła się na mnie krzywym wzrokiem. William pociągnął mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez labirynt podziemnych tuneli. Biegliśmy, aż do jednego miejsca. Ślepa uliczka! Łowca podszedł do ściany i szybko przesuwał dłońmi po gładkiej powierzchni. Nie wiadomo jak, ale udało mu się. Mały, okrągły otwór tuż przy suficie pojawił się zalewając nas okropnym zapachem stęchlizny.
- Kate, ty pierwsza- rzucił do łowczyni o krótkich, brązowych włosach. Skoczyła z gracją baletnicy i zniknęła w czarnej jamie. Nie czekając na pozwolenie skoczyłam do kanału i zrobiłam miejsce dla Willa. Przesunął ręką po krawędziach otworu, a one za jego ruchem sklepiły się pogrążając nas w ciemności. Do moich wrażliwych uszu doszły szybkie i ciężkie kroki.
- William.- szepnęłam- Wiedzą. Gonią nas.
- To ruchy, ruchy!- powiedział i zaczął nas pchać. Tyle że podążanie na czworaka wcale nie ułatwiało szybkiego opuszczenia tej nory.
- W prawo- szepnął łowca. Dostrzegłam za nami słaby błysk latarek i od razu przyspieszyłam. Zaraz potem, doszło nas przeraźliwe warczenie, które odbiło się od wąskich ścian.
- Cholera- zaklął Will i popchał nas do przodu- Wypuścili psy.
Kate wrzasnęła, kiedy niespodziewanie chmara psów wyskoczyła z przodu. Rzucały się na nas kłapiąc szczękami i obryzgując nas zieloną śliną. Nie miały oczu, ani uszu. Jedynie olbrzymie nosy. Ich sylwetki były wychudzone, wyglądały jak sama skóra nie pokryta żadną sierścią, zaraz spod niej wystawały wszystkie kości. Chwyciłam jednego i skręciłam mu kark, a zaraz potem rozległy się zgrzyty stali. Już było po wszystkim, kiedy Will w ostatniego zatopił swój nóż i po tunelu rozniósł się pisk zwierzęcia. Oddychaliśmy głęboko siedząc wśród zmasakrowanych ciał Tropicieli. Krew sięgała nam za kostki i powoli spływała w głąb korytarza. Trzymałam swój instynkt na krótkiej smyczy.
- Musimy się stąd wydostać, za nim dotrze do  nich co się stało. No już!- warknął William. Bez marudzenia ruszyliśmy przed siebie rozbryzgując krew na wszystkie strony.
- Will, to chyba tutaj- powiedziała zasapana Kate. Rozejrzała się w ciemności i przejechała palcami po ścianie, zostawiając smukłe linie z czerwonej cieczy. Chwilę później zalał nas blask księżyca, a my wyszliśmy na powierzchnię oddychając chłodnym, nocnym powietrzem.


Cała nasza trójka wyglądała jak siedem nieszczęść. Byliśmy poplamieni krwią, która już zasychała, zieloną mazią z pysków tropicieli, a wszędzie mieliśmy kurz i pleśń, bo kanał który wybrali łowcy był nieużywany od bardzo dawna.
- Musimy się umyć, zanim ktoś nas zobaczy. Jeszcze pomyślą, że Kuba Rozpruwacz wrócił.- powiedział William, który z obrzydzeniem na twarzy ściągał z włosów zielonkawy śluz.
- Co ty nie powiesz?- jęknęłam, kiedy coś, co próbowałam zdrapać z czoła, wpadło mi do oka.
Kilka kroków od nas zalśniła Tamiza w blasku księżyca, niczym srebrna wstążka usiana gwiazdami. Will podszedł do jej koryta i zerknął w dół.
- No to wskakujemy- westchnął. Poszłam za nim i podążyłam za jego wzrokiem. Kate została w tyle i klnąc, wyplątywała pajęczynę z ucha.
- Chyba żartujesz. Ta woda nie jest za czysta, jeśli tego nie zauważyłeś.
- To co chcesz zrobić, mądralo?- założył ręce na piersi.
Z kościoła dobiegły nas krzyki, a z okien dostrzegłam blade, białe światła. Przymknęłam oczy i wytężyłam słuch. Tłum łowców, a z nimi jeszcze więcej tropicieli. Ich kroki dudniły tak mocno, że czułam jak ziemia pod stopami drży.
- Słyszysz?
- Wiejemy- warknął.
- Nie! I tak nas znajdą po zapachu. Nie będziemy mogli przestać uciekać, bo nas znajdą. Ja mogę zneutralizować swój zapach- uśmiechnęłam się na jego pytające spojrzenie- Matka natura jest cudowna i tym razem też postanowiła ratować wampirom tyłki. Za to dla was nie była taka łaskawa. Pomogę wam-rzuciłam się do rzeki i zanurkowałam w gęstej, brudnej wodzie. Kiedy dotknęłam dna, zaczęłam zbierać muł, który tam się osadzał. Nazbierałam ile mogłam i wypłynęłam na powierzchnię. Wyszłam na brzeg i rzuciłam błotem w Williama i Kate.
- Wysmarujcie się tym. Śmierdzi tak okropnie że całkowicie zamaskuje wasz zapach i zniechęci psy.
Z wielką niechęcią zrobili, co im poleciłam. Drzwi kościoła zaczęły drżeć tak samo jak wejścia do kanałów widoczne na trawniku. Kiedy biegliśmy co tchu przez most, kilka z nich uchyliło się, a wkrótce pokazały się głowy łowców o świecących, groźnych oczach. Byli na polowaniu.
                                                                        ***
- Tutaj- szepnęłam zaciągając ich oboje do okropnej dziury.
- Boże, to cud, że ten dom wciąż stoi.- jęknęła Kate rozglądając się wokoło.
Podeszłam do drzwi i pchnęłam klamkę. Niestety odrobinę za mocno i moja dłoń wraz z klamką przeszła na wylot. Zagryzając wargi weszłam do pomieszczenia pachnącego starością i zgnilizną. Rozejrzałam się. Był to dom jakichś staruszków. Pełno było serwetek, porcelanek i czarno-białych zdjęć. A bujany fotel w rogu utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Łowczyni wyszła na przód i poczęła sprawdzać wszystkie drzwi w małym domku. W końcu na jej twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech.
- Jest łazienka. Zaraz wracam- powiedziała radosnym tonem i zatrzasnęła drzwi.
Usiadłam w fotelu na biegunach i zaczęłam się huśtać. Zawsze miałam do takich słabość. William usiadł na starej, wytartej pufie, wyjął miecz i zaczął go czyścić po krwawej jatce w tunelu. Chwilę później drzwi wejściowe zaskrzypiały, a my oboje  skoczyliśmy na równe nogi w pozycji bojowej. On uniósł miecz, a ja pokazałam kły, sycząc jak wściekła kocica. Zmokła, czarna postać wparowała do środka, ale zaraz się cofnęła do progu.
- Hej! Spokojnie to ja!- zrzuciła kaptur z twarzy i ukazała nam się śliczna twarz Emmy.
Odetchnęłam  ulgą i ponownie usiadłam w babcinym fotelu.
- Mój Boże, co wam się stało? Ale tu cuchnie...
- Stado tropicieli w tunelu.- wzruszył ramionami William. Em zdjęła mokry płaszcz i powiesiła go na oparciu sofy. Rzuciła paczkę Willowi a pozostałe dwie położyła na podłodze.
- Prowiant i broń. Wzięłam to co zostało. Reszta została przydzielona łowcom, którzy na nas polują.- rzuciła mi jeszcze jedną paczkę- Ciuchy.
- Wierz mi, nie tylko oni.- stęknęłam i poszłam do łazienki kiedy wyszła stamtąd Kate.
Ogólnie nie miałam nic przeciwko, że ona brała udział w tej całej misji, mimo że za mną nie przepadała. Ale zastanawiało mnie po co ją w to mieszać? Emma jej nie znosiła, bo wyłaniała się z grupy pustych laleczek z wielkim biustem i toną make upu na twarzy.
 Zamknęłam się w ciasnej łazience i ją obejrzałam. Mogło być gorzej. Zawsze mogło być gorzej, powtarzałam sobie kiedy zdejmowałam kombinezon i próbowałam nie patrzeć na ogromny, brązowy grzyb na suficie i w rogu wanny. Prysznic wydawał się czystszy, to też z niego skorzystałam. Niestety o gorącej wodzie można było pomarzyć. Cały brud schodził z wielkim trudem. Musiałam niemal całe ciało skrobać paznokciami. Za ścianą usłyszałam hałas i zgrzyt noży. Szybko zakręciłam wodę i wyszłam ślizgając się po podłodze. Wciągnęłam elastyczne czarne spodnie i równie dopasowany top na mokrą skórę. Chwaliłam Emmę za to, że nie zapomniała niczego- bielizna, skarpetki i długie buty do kolan. Ubrana w to wszystko, wybiegłam z łazienki, chlapiąc wszędzie mokrymi włosami.
- Co się...- i właśnie wtedy to zobaczyłam. Obie łowczynie stały po bokach Williama. Jedna z łukiem, druga z batem. Zaś ten pośrodku z olbrzymim mieczem w dłoni, przekłuwał na wylot żałośnie wyglądającego człowieka, przyciskając go do ściany i zostawiając na niej plamę rozmazanej, ciemnej krwi.
Podeszłam do ofiary łowców i pociągnęłam nosem. Wiedziałam już skąd przyszedł i kto go wysłał. Szarpnęłam za sztywny kołnierz opinający jego szyję. Materiał rozerwał się niemal do torsu. Naszym oczom ukazały się liczne siniaki i wbicia po kłach. Z westchnieniem podwinęłam jego rękaw, wykręcając jego rękę wewnętrzną stroną. Na nadgarstkach i zgięciach łokci to samo.
- Jesteś lodówką- parsknęłam śmiechem- Kto cię tu przysłał? Kto był tak mądry i wysłał swoją lodówkę na zwiady?
- To ciebie szukał, złotowłosa, złotooka...- wycharczał mężczyzna. Wzięłam jego twarz w dłonie i zagłębiłam paznokcie w jego policzkach.
- Gdzie on zmierza?- spojrzałam w jego szare, gasnące oczy.
Prosto na was- wyszeptał, z jego ust wypłynął strumyk krwi. Will szarpnął miecz, wyrywając go z jego piersi. Blady, łysy facet padł na podłogę twarzą do dołu.
- To co teraz?- wsadził miecz do pochwy, wiszącej u jego boku.
- Wiem, że przyszedł z północy. Czyli prawdopodobnie sprawdzili już mój dom. Nie będą tam więcej szukać. Najwyżej rozstawił swoich ludzi w okolicy. Co powiecie na małą podróż do najchłodniejszej części kraju?
- Brzmi zachęcająco.- prychnęła z pogardą Kate i zaczęła oglądać swoje długie paznokcie. Emma miała taką minę, jakby chciała owinąć jej bat wokół szyi i patrzeć jak pada w drgawkach na ziemię.
- Nie mamy za bardzo wyboru, co?- spytał William i się przeciągnął. Przeszukał szafę i wyciągnął z niej imponujący rozmiarami plecak. Spakował w niego prowiant i pozostałą broń.
- Niedługo świt. Jak myślisz, ile pociągnę na słońcu?- zaczęłam z sarkazmem.
Łowca westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Co da się zrobić?
- Przeczekać. Wieczorem możemy wyjść. Albo jak tylko będzie pochmurno, tylko potrzebuję krwi. Chodzenie za dnia jest okropne i strasznie wyczerpuje.- cofnęłam się przed pierwszymi promieniami słońca.
- Mam dla ciebie obrabować bank krwi?
- Przecież zrobisz dla niej wszystko.- parsknęła Emma.
- Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami, ignorując docinki Em- Możesz też przynieść mi barana, krowę, kurę lub człowieka. Osobiście wybrałabym to ostatnie, ale przy waszej obecności to będzie raczej niemożliwe. Strasznie mnie krępujecie.- uśmiechnęłam się złośliwie.-A tymczasem, schowam się w piwnicy, jeżeli nie macie nic przeciwko.- zsunęłam dywan i podniosłam zakurzoną klapę. Bez wahania wskoczyłam do środka, ale zaraz wyskoczyłam z wrzaskiem.
- Nigdy nie uwierzysz co tam jest, póki sam tego nie zobaczysz- przełknęłam ślinę. Istna masakra. Wszyscy razem nachyliliśmy się nad otworem, patrząc za światłem latarki Willa. W piwnicy rzędami leżały zmasakrowane ciała. Starców, dzieci, młodych. Poukładani jeden na drugim, zajmowali całe pomieszczenie. W oddali były jedynie kości. Emma szybko się odwróciła z odruchem wymiotnym, nie chcąc dłużej na to patrzeć.
- Co to jest, do cholery, śmietnik wampirów?!- warknął William zamykając klapę i wzbijając tuman kurzu.
Emma zasłaniała wszystkie okna grubym kartonem i firanką. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Nie tylko wampirów. Zapachy są tak różne...- wskazałam na klapę.- Tam jest wszystko. Eksperymenty czarowników i wiedźm, przekąski wampirów i ofiary wilkołaków. Nawet ciała, które zostały zmasakrowane przez mutanty, potwory.- zmarszczyłam nos. Odór ich okropnych, zdeformowanych cielsk przedzierał się przez szpary w podłodze. Jak ja mogłam tego nie wyczuć? Najwyraźniej byłam jeszcze zbyt słaba i osłabiona. Albo sztuczki, które zostały wykorzystane do ochrony tego miejsca doskonale spełniały swoją rolę.
- Czy to znaczy?...
- Tak, Williamie. Trafiliśmy na kryjówkę Czyścicieli i bardzo wątpię w to, że ucieszą się z naszej wizyty.

__________________________

Zapowiadam przerwę. :D Ja też chcę mieć wakacje! ;)
Informujcie mnie o nn w komentarzach. Kiedy już pozbieram się z piaszczystych, zalanych słońcem plaż włoskiego Adriatyku i wrócę do Polski, dodam kolejny rozdział. Obiecuję.

xxx, Madzianna.

PS. Wybaczcie, że w TAKIM momencie przerwałam. >D Ale mam przynajmniej pewność, że ponownie zawitacie do Aurelii. ;> Ach, i połączyłam tak jakby dwa rozdziały. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, bo troszkę dopisałam. ;)  A tym czasem...
                                                 
                                                            Ci vediamo tra due settimane!     
                                                       

sobota, 30 lipca 2011

Rozdział 23.

- Witaj Williamie. Jak miło, że przyszedłeś mnie odwiedzić, po tym jak mnie tu wsadziłeś. To takie słodkie, doceniam to.- powiedziałam najmilszym głosem na jaki było mnie stać, kiedy blondyn wszedł do celi. Usiadł na krześle naprzeciw mnie i patrzył. Tylko na mnie patrzył tymi swoimi zielonymi oczyma, które już nie wywoływały na mnie tak silnego wpływu.
- Mam cię przesłuchać, ale... Nigdy tego nie robiłem, więc...
- Ach, dobrze!- przerwałam mu podnosząc gwałtownie głowę i rzucając mu mordercze spojrzenie.- Powiem ci jak to wszystko wygląda, żebyś mógł zacząć mnie p r z e s ł u c h i w a ć. A więc, najpierw bierze się ten srebrny łańcuch, o ten leżący w rogu- kiwnęłam głową- i okłada się mnie nim gdzie popadnie, byle nacięcia były porządne i srebro wnikało głęboko. Następnie przechodzimy do podpalania. Tak, oboje wiemy, że nie działa, jednak satysfakcja z mojego bólu pozostaje. Do palenia służy tamten miotacz, obok łańcucha. Wspaniale, przyszedł czas na rozżarzony srebrny pręt, który wkłada się do gardła, tak dla zabawy można też przykładać go do różnych części ciała, lub po wystygnięciu przekłuwać na wylot. Następny krok, to płynne srebro i ultrafiolet, które aplikuje się doustnie. Cudownie, przyszedł czas na moją ulubioną część, a mianowicie drewniane drzazgi i nakłuwanie, przekłuwanie, szarpanie, bicie, rozoranie drewnianymi kołkami! Prawda, że fantastyczna zabawa? Ubaw po pachy, ach zapomniałam...
- Przestań.
- Ale muszę ci wyjaśnić zasady przesłuchania. Jesteśmy zaledwie na początku, daj mi dokończyć.
- Przestań!- krzyknął Will- Dobrze wiesz, że nie będę cie torturował. Ja nie jestem w stanie...
- To zabawne patrzeć jak zżerają cię wyrzuty sumienia. Myślałam, że go nie masz.
- Muszę to wiedzieć...- William zanurzył obie dłonie w gęste blond włosy- Czy wiesz gdzie się ukrywa, co robi i co zamierza Felix von Jungingstern?
- Nie, nie i nie. Byłam zajęta jedynie ucieczką, guzik mnie obchodzą jego plany. Nie chcę go więcej spotkać. Ale już za późno. Zapewne o mnie wie, czuję jego furię, poprzez mrowienie blizny. Czy to wystarczy?
- Musi.
- Teraz moja kolej.
- Na co?
- Na zadawanie pytań.- zdmuchnęłam zakrwawione włosy z twarzy. Ciężko było mi na niego patrzeć i zachować zimną krew. Łowca spojrzał na mnie niechętnie, ale wyprostował się w krześle i czekał na grad pytań. W istocie miałam tylko jedno, które cisnęło mi się na usta już przy aresztowaniu.
- Dlaczego udawałeś, że jesteś po mojej stronie, dlaczego od razu tego nie zrobiłeś?
- Mistrz chciał informacji. Morderstwa nasiliły się w ostatnim czasie, więc kiedy wyszło na jaw, że jesteś związana z hrabią nie tylko jak ze stwórcą, nie miałem wyboru.
- Miałeś. Tylko się boisz stąpać po cienkiej linie, nie mogąc nikogo złapać za rękę.
- Odpowiedziałem, teraz ja chcę odpowiedzi. Czy będzie próbował cię odnaleźć, skoro już wie gdzie jesteś?- Will zacisnął zęby.
- Jestem tego pewna.
- To musimy znaleźć go pierwsi.
- My? Czy do ciebie nie dociera, że nie ma i nigdy tak naprawdę nie było nas? Sam to potwierdziłeś.
- Twoja blizna działa jak GPS, doprowadzi nas prosto do niego. Lepsze to niż gnicie w lochu i łykanie srebra. Okazja do zemsty cię nie skusi?
- A mam coś w ogóle do powiedzenia? Tak czy siak weźmiecie mnie ze sobą, bo jestem waszą ostatnią deską ratunku.
- Nie schlebiaj sobie, istnieje zapewne mnóstwo osób, które mogą nas zaprowadzić.
- Jestem jedyną osobą, którą Felix zmienił w wampira.
- Tylko nie popadaj w samozachwyt- dodał żartobliwie łowca, wstając z krzesła.
- Zachwyt? To raczej klątwa z którą zmagam się dzień w dzień przez czterysta lat. Ty czytałeś o historii, a ja ją przeżyłam, przetrząsając góry i morza, byleby od niego uciec.- nabrałam sporą dawkę tlenu w płuca- Pomogę wam, ale pod jednym warunkiem.
- Jaki jest twój warunek?- zacisnął pięści i usta w wąską kreskę.
Pochyliłam się w jego stronę, patrząc w jego oczy z nieskrywaną, płonącą wściekłością.
- Będę osobą, która wyrwie mu serce z piersi i przebije je kołkiem.
Z resztą, z nim chciałam postąpić tak samo.

___________
czas na mały bonus i niespodziankę dla was, kochani. ;D
___________


Rozdział 24.



Są ludzie i stworzenia nadprzyrodzone. Oba gatunki można podzielić na potwory i tych normalnych. Zawsze myślałam, że należę do normalnych. Ukrywałam swoją prawdziwą twarz, próbując być tym, kim tak naprawdę nie byłam- człowiekiem. Choć już się nim nie stanę, nigdy nie przestałam próbować. Z drugiej strony wiedziałam że, człowiek, którym byłam umarł wraz z moją duszą w 1634. Tak naprawdę w każdym z nas jest jest jakaś część potwora. Czasami mam wrażenie, że to ta właśnie część mnie przeważa resztkę człowieczeństwa, jakie we mnie zostało. Nieraz przysłania ją całkowicie dając w zamian żądzę mordu i łaknienie krwi. Wtedy mam wrażenie, że potwór drzemiący we mnie, wyszedł w końcu na powierzchnię i już nigdy nie będzie chciał się ukrywać. A może ja po prostu jestem potworem?
Moje rozmyślania przerwał Christopher w drugim końcu celi. Dławił się i dusił wypluwając drewniane drzazgi. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach.
- Gotowy?- kiwnął w odpowiedzi głową, a ja się zamachnęłam i uderzyłam w jego kark z całej siły, ułatwiając mu wykrztuszenie drewna.
- Być może resztę rozpuści jad, ale jeśli nie, będziesz musiał się udać do któregoś laboratorium z Domu Księżyca. Pomogą usunąć to świństwo.
- Słyszałem, że cię wypuszczają i będziesz szukała swojego mężusia. Oby to on, nie znalazł cię pierwszy.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Czy ty coś wiesz, mój stary przyjacielu?- uniosłam brew, przyglądając mu się badawczo.
- Igracie z ogniem, którego nie da się ugasić zwykłą wodą. Trzeba czegoś więcej.
- Czyli nie możemy wybierać oczywistych metod zabijania? To co zwykły kołek nie wystarczy?
- Jasne że nie! Ten facet pamięta początek imperium rzymskiego, może i więcej. Myślisz, że nie uodpornił się na takie rzeczy jak srebro i drewno?- prychnął lekceważąco- Myślę, że trzeba czegoś więcej.
- Dzięki Chris, zawsze umiałeś podnieść mnie na duchu.
- Do twoich usług, skarbie.
- Wiesz, że to przez ciebie nas aresztowali, kretynie? Od zawsze jesteś świadomy, że używam swojego starego nazwiska. Presscot. P-r-e-s-s-c-o-t!- machałam w powietrzu palcem formując litery.
- Taaa...- uśmiechnął się do siebie wampir- Zabawnie było patrzeć na ich miny, co? Wyglądali tak samo jak ksiądz, któremu ktoś naszczał do wody święconej.
- Chyba nie chcesz wiedzieć, jaką minę mam teraz- dobiegł głos zza krat. William stał z dwiema łowczyniami po bokach
- Zapewne jak srający kot z zaparciem. Chociaż to u ciebie normalka, łowco.- parsknął Chris. Myśliwy nawet nie mrugnął.
- Pospiesz się Aurelio, nie mamy dużo czasu. Jeżeli mistrz się dowie, mielibyśmy niemałe kłopoty.
Wstałam i poklepałam po ramieniu Christophera mrugając do niego porozumiewawczo. Otrzepałam ubranie i dopiero zorientowałam się, że jestem ubrana w czarny kombinezon. Gdzie moja suknia? Zaczęłam rozglądać się poddenerwowana.
- Mam twoją sukienkę- pomachała mi Emma niedużą paczką.
- A moje rzeczy?
- Wyślę ci na adres, który mi podasz, a potem was dogonię.
Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z celi. Wyszeptałam Emmie adres, który skwitowała uniesieniem brwi. Już po chwili patrzyliśmy, jak jej sylwetka znika w ciemnościach korytarza. Spojrzałam na drugą łowczynię, która gapiła się na mnie krzywym wzrokiem. William pociągnął mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez labirynt podziemnych tuneli. Biegliśmy, aż do jednego miejsca. Ślepa uliczka. Łowca podszedł do ściany i szybko przesuwał dłońmi po gładkiej powierzchni. Nie wiadomo jak, ale udało mu się. Mały, okrągły otwór tuż przy suficie pojawił się zalewając nas okropnym zapachem stęchlizny.
- Kate, ty pierwsza- rzucił do łowczyni o krótkich, brązowych włosach. Skoczyła z gracją baletnicy i zniknęła w czarnej jamie. Nie czekając na pozwolenie skoczyłam do kanału i zrobiłam miejsce dla Willa. Przesunął ręką po krawędziach otworu, a one za jego ruchem sklepiły się pogrążając nas w ciemności. Do moich wrażliwych uszu doszły szybkie i ciężkie kroki.
- William.- szepnęłam- Wiedzą. Gonią nas.
- To ruchy, ruchy!- powiedział i zaczął nas pchać. Tyle że podążanie na czworaka wcale nie ułatwiało szybkiego opuszczenia tej nory.
- W prawo- szepnął łowca. Dostrzegłam za nami słaby błysk latarek i od razu przyspieszyłam. Zaraz potem, doszło nas przeraźliwe warczenie, które odbiło się od wąskich ścian.
- Cholera- zaklął Will i popchał nas do przodu- Wypuścili psy.
Kate wrzasnęła, kiedy niespodziewanie chmara psów wyskoczyła z przodu. Rzucały się na nas kłapiąc szczękami i obryzgując nas zieloną śliną. Nie miały oczu, ani uszu. Jedynie olbrzymie nosy. Ich sylwetki były wychudzone, wyglądały jak sama skóra nie pokryta żadną sierścią, zaraz spod niej wystawały wszystkie kości. Chwyciłam jednego i skręciłam mu kark, a zaraz potem rozległy się zgrzyty stali. Już było po wszystkim, kiedy Will w ostatniego zatopił swój nóż i po tunelu rozniósł się pisk zwierzęcia. Oddychaliśmy głęboko siedząc wśród zmasakrowanych ciał Tropicieli. Krew sięgała nam za kostki i powoli spływała w głąb korytarza. Trzymałam swój instynkt na krótkiej smyczy. Łowca wyjął zza paska Kate sztylet i zanurzył go w piersi mężczyzny, który poszedł tropem psów. 
- Musimy się stąd wydostać, za nim dotrze do nich co się stało. No już!- warknął William. Wbiłam zęby w szyję poległego łowcy, żeby wyglądało to tak, jakby zabił go wampir. Blondyn spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.
Bez marudzenia ruszyliśmy przed siebie rozbryzgując krew na wszystkie strony.
- Will, to chyba tutaj- powiedziała zasapana Kate. Rozejrzała się w ciemności i przejechała palcami po ścianie, zostawiając smukłe linie z czerwonej cieczy. Chwilę później zalał nas blask księżyca, a my wyszliśmy na powierzchnię oddychając chłodnym, nocnym powietrzem.


_______________________


specjalna dedykacja dla osób, które nieustannie pchają mnie do przodu.
honia i wiki- dziękuję wam. niesamowicie mnie wkurzacie i czasami mam ochotę was zamordować gołymi rękoma, ale to dzięki wam nie zaprzestałam na dziesiątym rozdziale. ;p


mam nadzieję, że jesteście, że tak powiem- nasyceni na jakiś czas. ;)
piszcie do mnie ! ;*
madzianna.


ps. kto chce, mogę podać numer gg i na bieżąco informować o nowych rozdziałach. :)
NN na mojaduszanatalerzu.blogspot.com

poniedziałek, 25 lipca 2011

Rozdział 22.

- Nie wiem!- krzyknęłam po raz setny przez łzy. Byłam przywiązana srebrnymi łańcuchami do podłogi, która zawierała spore ilości tej przeklętej trucizny. Moje kończyny nie przypominały ludzkich- byłe lepkie od resztek krwi i spalone do samej kości. Wokół łańcuchów gromadziło się srebro i zwęglona skóra. Miałam wrażenie, że metal wycieka przez każdy pór mojej skóry. Moje ciało było niemal całe w pęcherzach i głębokich nacięciach, a przez każdy nerw przepływał pulsujący ból. Koścista kobieta siedząca do tej pory w rogu pokoju i przyglądająca się jak kilku ludzi mnie torturowało, poruszyła się. Podeszła do mnie i wymierzyła mi kilka policzków.
- Gadaj gdzie on jest, pijawko!
Wzięłam kilka płytkich wdechów i szepnęłam coś bardzo cicho, niesłyszalnego dla ludzkiego ucha.
- Co?- warknęła zniecierpliwiona łowczyni.
- Bliżej.- wycharczałam, wypluwając płynną substancję, zmieszaną z krwią. Kobieta nachyliła się przystawiając swoje ucho pod moje usta. Bardzo nierozważne, głupie i naiwne. Mimo swojego wyglądu, musiała być nowa. Nie miała zielonego pojęcia, jak ma postępować podczas przesłuchań. Najpierw mnie katują i spuszczają ze mnie krew zastępując ją trucizną, a teraz jedna z nich, nachyla się do mnie na tyle blisko, że słyszę szum płynu w jej żyłach. Oblizałam suche wargi. Nawet nie zauważyłam, kiedy wysunęły mi się kły. Wszystko potoczyło się równie szybko. Chyba nie do końca byłam sobą. W mgnieniu oka wtopiłam zęby w jej tętnice szyjną, uwalniając z jej gardła rozdzierający wrzask. Cóż to była za ulga! Krew spływała mi po brodzie i ramionach. Czułam, jak wszystkie moje rany zaczynają się powoli i boleśnie goić. Kilku mężczyzn wyrwało miotającą się kobietę z objęć mojej szczęki. Spojrzała na mnie półprzytomna i przerażona.
- Jest w piekle. Tam gdzie jego miejsce- przesunęłam językiem po wardze- Twoje też.
                                                                                                ***
- Ty ją będziesz przesłuchiwać.- powiedział stanowczym tonem Czerwakov.
- Mistrzu z całym szacunkiem, ale wykonałem już swoją pieprzoną część zadania.- mruknął blondyn o zielonych oczach, który leżał rozwalony na łóżku w swoim pokoju. Miał na sobie jedynie szerokie spodnie od dresów, a jego włosy przypominały gniazdo. Noc nie była dla niego łaskawa, a sen za każdym razem przeradzał się w koszmar, po którym lądował w toalecie targany bolesnymi skurczami, zlany zimnym potem.
- To nie była prośba. Zaufała ci raz. Zaufa i drugi.
- Chyba nie zna pan kobiet. W porównaniu z tym, co ona chce teraz ze mną zrobić, wbicie mi noża między oczy mógłbym z pewnością nazwać miłym.
- W takim razie życzę ci szczęścia, Williamie, przyda ci się.- odparł oficjalnym tonem staruszek i podszedł do drzwi.- Ubieraj się i biegiem do piwnicy. Czekają na ciebie.- zamknął drzwi zostawiając nastolatka samego, który zaraz po jego wyjściu wykrzykiwał wiązanki przekleństw w różnych językach i rzucił szufladą o ścinę, zostawiając w niej głęboką rysę. Starał się głęboko oddychać, ale powietrze za każdym razem nie znajdywało drogi do płuc.
- Boże, litości- jęknęła Emma stając w drzwiach. Za nią pojawiły się głowy innych dziewczyn, które zrobiły się całe czerwone na policzkach, a z ich ust wyrwało się głębokie westchnienie.
- Wynocha- warknął łowca odwracając się plecami do drzwi. Em zacisnęła wargi i ponagliła koleżanki.
- No już dziewczyny, nie ma co tu oglądać.- zatrzasnęła drzwi i uciszyła chichoczące łowczynie. Na miłość, boską to było niesamowicie płytkie. Ubrał się w to, co mu wpadło w ręce, kiedy do pokoju ktoś wszedł. Will bez zastanowienia odwrócił się i rzucił sztyletem, który trafił we framugę drzwi kilka centymetrów od twarzy niedoszłej ofiary. Ozdobna klinga zalśniła jasnym blaskiem.
- Oszalałeś?!- wrzasnął chudzielec z okularami na nosie.
- Tak sobie pomyślałem, że porzucam nożami w każdego kto wejdzie do mojego pokoju bez pukania. Widzisz, trochę mi się nudzi.
- Postradał zmysły.- szepnął do siebie chłopak i w pośpiechu uciekł z pokoju. Leniwym krokiem, Will podszedł do drzwi i wyjął ostrze. Wsadził za pasek spodni i skierował się do piwnicy, gdzie od ścian odbijał się jęk starej łowczyni i zatroskany głos mistrza.
- Jestem- William stanął obok dwóch wielkich goryli. Spojrzał na osobę, leżącą na podłodze. Trzymała dłoń przy szyi, a spomiędzy jej długich, kościstych palców kapała krew.
- Zaatakowała mnie!- syczała kobieta- Ta cholerna małolata się na mnie rzuciła!
- Nie nazywaj mnie małolatą, skoro jestem o ponad trzysta lat starsza od ciebie.- dobiegł ich melodyjny głos zza ściany.- Przepraszam, byłam głodna, a ty bardzo niemiła.- dodałam po chwili ciszy, jaka zapadła na korytarzu.
Mistrz potarł sobie skronie.
- Zawieźcie ją do skrzydła szpitalnego. Niech ją opatrzą.- postanowił zmęczonym głosem- A ty, młody łowco, idź tam i czyń co uważasz za słuszne.
- Ucieczka nie wchodzi w grę, co?
Starzec puścił to mimo uszu i odszedł za mężczyznami niosącymi na rękach krwawiącą damę.
____________________________________________________________________________________________

teraz będzie najciekawsze. :>
ale błagam, wykażcie się cierpliwością! dodam nn w następnym tygodniu, bo nie ma mnie w domu.
buziaki.

m a d z i a n n a.

środa, 20 lipca 2011

Rozdział 21.

- Powtórz!- wrzasnął Will dopadając wampira w dwóch susach. Chwycił jego biały kołnierz i wlepił w niego swoje kipiące furią spojrzenie. Umięśniony i wysoki mężczyzna jedynie się uśmiechnął kpiarsko ukazując imponujące kły.
- Von.  Jun-ging-stern.- przeliterował bardzo powoli i głośno, w irytujący sposób przeciągając samogłoski. Tańczące pary zatrzymały się gwałtownie a muzyka ucichła. Mogłam usłyszeć skwierczenie palonych ziół. Gdzieniegdzie dało się wychwycić szepty łowców.
- Christopher, proszę...- szepnęłam.
- Och, to oni nie wiedzą?- uniósł brew.
- Aurelia?- odezwał się Will, podchodząc do mnie. Wyglądał tak, jakby chciał zabić mnie i wszystkich dookoła. A na końcu wykończyć samego siebie.- Aurelia, o czym on pieprzy, do cholery? Dlaczego nazwał cię Jego nazwiskiem? Czy ty masz z nim coś wspólnego?- dokończył szeptem, świadomy sporej liczby gapiów.
- O, dużo rzeczy mięli wspólnych.- zaśmiał się złośliwie Chris- Między innymi łoże małżeńskie.- rzucił mi wredne spojrzenie.
William pobladł, a jego oczy zgasły. Zacisnął pięści i wbił we mnie swoje martwe tęczówki.
- Małżeństwo? Jesteś żoną von Jungingsterna?- zanim dokończył to zdanie, wokół rozległy się głosy i szepty o martwych łowcach. O tym, że za tymi wydarzeniami stoi hrabia- sama im to powiedziałam.
- Nie miałam wyboru! To było czterysta lat temu. Nie mogłam wtedy sama decydować, nie miałam prawa, musisz zrozumieć...
- Nie rozumiem.
- Wyjaśnię ci, daj mi tylko trochę czasu. Potrzebuję czasu.
- Zapas mojego czasu się wyczerpał- stwierdził Will z goryczą. Spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem, ale nawet nie mrugnął. Co miałam mu wyjaśnić? ,,Nie mogłam Ci powiedzieć, że jestem mężatką, bo mój mąż-psychopata-wampir od stuleci gania mnie po całym świcie i kiedy w końcu udało mi się odsapnąć i zatrzymać, to plotki wyślizgną się i znowu znajdzie mnie, a przy okazji zdemoluje całe sanktuarium łowców i zabije was wszystkich, ot tak dla sportu?”
- Wybacz, chciałem zrobić to wcześniej, na osobności bez zbędnego widowiska, ale nie mam wyjścia. Zwłaszcza, że sprawy przyjęły taki, a nie inny obrót.
- Co masz na myśli?- spojrzałam na niego uważnie.
- Aresztować ją. I drugiego wampira też.
                                                         ***
Moja głowa była ciężka, a ciało wydawało się sztywne. Otworzyłam oczy, ale widziałam jedynie migające czarne plamki. Jęknęłam i podniosłam się z twardej powierzchni. Rozmasowałam pulsującą bólem głowę i oblizałam suche usta.
Gdzie ja jestem?- mruknęłam do czarnej, niewyraźnej postaci skulonej w drugim kącie.
- W pieprzonej celi.- zachrypiał Chris.- Spuścili z nas krew i nafaszerowali srebrem. Nie zdziw się, kiedy za każdym ruchem będzie cię coś bolało jak diabli.
Spojrzałam w dół,  na nadgarstki. Rzeczywiście, było jeszcze widać podłużne ślady nacięć. Na łokciach i szyi to samo. Poruszyłam palcami i niemal w tej samej chwili moje ciało spiorunował tępy ból. Ale nic nie bolało tak jak serce, które tego wieczora rozpadło się na miliony kawałeczków. Sapnęłam cicho, opierając się o ścianę, moim ciałem wstrząsnęły drgawki i po chwili zwymiotowałam bardzo gęstą, lśniącą i srebrną cieczą. Zakaszlałam zgięta w pół.
- Twój organizm będzie się teraz pozbywał tego paskudztwa. Nie jest to przyjemne, ale poczujesz się lepiej.
Spojrzałam na Christophera. Wokół niego była olbrzymia kałuża srebrzystej cieczy. Po kilku zwrotach doszłam niemal do siebie, jednak uczucie, jakbym była sztywna i ciężka zostało. Podczołgałam się do krat i chwyciłam pręt w dłoń, czego zaraz pożałowałam. Wrzasnęłam z bólu i zabrałam rękę. Skóra pociągnęła się jak guma balonowa, stopiona srebrem. Pojawiły się okropne czerwone pęcherze. Zacisnęłam zęby i pozwoliłam, żeby ręka się goiła, tyle że bez wystarczającej ilości krwi w organizmie, graniczyło to z cudem.
- Mogłem cię ostrzec.- doszedł do mnie głos wampira.- Sufit też jest ze srebra.
Westchnęliśmy oboje, po czym zapadła grobowa cisza.
- Pamiętasz...- zaczął mężczyzna- Jak się poznaliśmy- byliśmy jeszcze młodzi, może kilka lat po przemianie. Napadaliśmy na wszystkie małe wioski i zabijaliśmy wszystkich dla krwi. Nie zwracaliśmy uwagi na wiek, albo płeć. Czasami nawet zwierzęta padały ofiarą naszych humorów.- zaśmiał się ponuro- Ulice wiosek i miasteczek spływały krwią- dodał rozmarzonym głosem, a mnie ścisnęło w brzuchu na myśl o piciu krwi- Teraz tłumaczą to jakimiś durnymi epidemiami, takimi jak dżuma chociażby. Czarne ślady na skórze, to tylko siniaki po zbyt długim ssaniu. A tyle się przecież mówi o tym, żeby nie bawić się jedzeniem.- pokręcił głową.
- Na wspomnienia ci się zebrało?- warknęłam.
- Nie mów, że nie tęskno ci do tych czasów, Aurel?
- Zabawnie było dzielić swój grzech na pół.- uśmiechnęłam się w ciemności, choć wyszedł z tego bardziej grymas, nie uśmiech. Doszły nas czyjeś kroki na korytarzu. 
- Nigdy nie należałem do tych świętych.
                                                             ***
- Aresztowałeś Aurelię?! Odbiło ci?!- wrzasnęła Emma okładając pięściami blondyna- Jak mogłeś jej to zrobić? Wiesz jak ona teraz się musi czuć?!
- Daj mi święty spokój Em. Tak musiało być. Było od początku wszystko ustawione.
- Ale...
- Ale co?
- Ty ją kochasz.
- Nie. Ktoś musiał zdobyć jej zaufanie. I to właśnie zadanie dostałem.- szepnął po krótkiej chwili.
- Czyli to wszystko było na pokaz?
- Mniej więcej.
- Jesteś idiotą. Kompletnym kretynem, Williamie.
- Co proszę?- obruszył się chłopak, wiercąc się w fotelu. Spojrzał na Emmę, przygaszonym wzrokiem.
- Idziesz ślepo za Mistrzem, zamiast wybrać swoją drogę. W głębi serca wiesz, że postąpiłeś źle i znając życie zaczniesz się za to karać, choć nie musisz. Wciąż możesz to naprawić.
- Emmo. Wiem co robię.
- Nie, nie wiesz. Właśnie zamknąłeś w lochu jedyną dziewczynę, która cię lubi bez względu na twoje nazwisko, wysokie miejsce wśród łowców i mimo twojego charakteru. Uważasz, że to mądre?- odpowiedziała jej głucha cisza.
- To zbyt skomplikowane.- burknął Will.- Hej, czy ty próbujesz mnie obrazić?- spróbował z innej beczki.
- Ufam jej.
- Twój błąd- zaufałaś podstępnej blond wampirzyce, która pija krew z butelki. To nawet nie zabrzmiało dobrze.
- Powiedział blondyn polujący na wróżki, wampiry i potwory z kanałów ściekowych, a zachowuje się jak mały szczeniaczek podążający za swoim guru.- docięła mu łowczyni posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.
- Zamknij się.
- Pasowaliście do siebie. Myślałam, że amor tak trafnie wybrał i cel i łuk...
- Zamknij się, do cholery! Amor najwyraźniej chybił!- przerwał jej Will, wstając z fotela. Jego oczy wydały się świecić w ciemnościach zieloną poświatą. Emma skuliła się w miękkiej sofie.
- Też to czujesz, prawda? Widzę po oczach.
- Tak. Aurelia nie jest naszym największym zmartwieniem.
- Naszej mocy jakby przybyło. Mamy jej więcej niż dotychczas. Wszystko odczuwam jakby... Intensywniej i aż nadto to przeżywam. Mam takie dziwne przeczucia...
- Taa, ja też. I nie zaliczyłbym owych przeczuć do tych dobrych...- mruknął Will i głęboko odetchnął, kiedy ciszę przerwał rozrywający wrzask, niosący się po wszystkich korytarzach. Oboje się wzdrygnęli. Blondyn opadł na fotel ukrywając twarz w dłoniach. Wrzask zawisł w powietrzu, a po jakiejś chwili dołączył do niego drugi. A potem kolejny i kolejny...
Emma sapnęła i ścisnęła ramię Williama.
- Przesłuchują ją, Will.- załkała.
- Wiem.- powiedział chłopak i ścisnął łowczynię zagryzając mocno zęby i zaciskając powieki, kiedy powietrze przedarł kolejny krzyk- głośniejszy niż pozostałe.


_______________________________


no i nadrobiłam i jestem z siebie dumna. :D
tak jak obiecałam- napisałam szybko i wstawiłam jak tylko skończyłam.
oby wam się podobało bo wyszło troszkę... dziwnie. ale mam pomysły na dalszą część więc będzie dość ciekawie przez dłuższy czas. :)
piszcie co myślicie, kochani.


uwielbiam was, madzinna.


xoxo