niedziela, 24 kwietnia 2011

Rozdział 15.

Siedziałam znieruchomiała przy otwartej lodówce. Byłam w opłakanym stanie. Przynajmniej tak by stwierdził człowiek zdrowy na umyśle. Krew była wszędzie- w moich włosach, ubraniu, twarzy a czerwone smugi szpeciły marmurową biel podłogi. Z transu wyrwało mnie dudnienie do drzwi. Zamrugałam oszołomiona, kiedy do pokoju wpadła Emma jak gdyby nigdy nic. Stanęła na środku zadyszana, opierając dłonie na kolanach.
- Nie uwierzysz, ale ktoś...- przerwała, kiedy mnie zobaczyła. Wytrzeszczyła oczy i zmarszczyła brwi- Zdemolował kuchnię.- dokończyła niepewnym głosem, prostując się.
Spojrzałam na krótko w głębię jej ciemnych oczu, po czym szybko spuściłam wzrok i rozejrzałam się po pokoju. Odrzuciłam na bok pusty worek, który mięłam w dłoni.
- Yyy...- mruknęła dziewczyna lekko zakłopotana- Nie powinnam chyba się dziwić.
- Zgłodniałam- szepnęłam. Zerwałam się na równe nogi i skierowałam się w stronę łazienki.
- Za chwilę wracam. Muszę coś ze sobą zrobić.- 
weszłam do łazienki i powoli podeszłam do lustra. Patrzyłam z obojętną miną na swoje odbicie. Z całą pewnością bywałam już w dużo gorszym stanie. Po kilku sekundach, weszłam pod prysznic.
- Jestem- otworzyłam drzwi łazienki, wypuszczając zgromadzoną parę wodną. Zawinęłam włosy w miękki ręcznik i podeszłam do łóżka, na którym siedziała Em.
- O czym chciałaś ze mną pomówić?- usiadłam obok.
- Co?
- Nie mów mi, że wpadłaś tutaj z takim impetem tylko po to, by poinformować mnie o zdemolowanej kuchni.- parsknęłam i lekko szturchnęłam jej ramię. Spojrzała na mnie, przygryzając wargę. Przez jakiś czas toczyłyśmy bitwę na spojrzenia. Westchnęła.
- Dobra, wygrałaś. Chodzi o najbliższą imprezę.- na jej ramieniu pojawiła się gęsia skórka.- Dlaczego tu tak zimno?
- Imprezę?- uniosłam brew. To źle wróży. Główna atrakcja to będzie ,,Rzuć kołkiem do celu” czy ,,Spal wampira na stosie”?
- Nie słyszałaś o niej?- Łowczyni miała podobny wyraz twarzy do mojej. W odpowiedzi pokręciłam głową. 
- A więc. Wielkimi krokami zbliża się coroczny wielki bal łowców. Zjadą się wszyscy łowcy z całego świata. W tym roku na organizatorów imprezy przypadł Londyn- czyli my. To będzie naprawdę gigantyczne przyjęcie. Dokładamy wszelkich starań, aby wszystko było idealne i zapięte na ostatni guzik. Dekoracje sali, stołów, jedzenie, wszystko.
- Z jakiej okazji?
- Rocznica urodzin pierwszego łowcy- księcia Victora, a tym samym założenie naszego klanu. To najbardziej oczekiwane święto w roku. Suknie i te sprawy.- posłała mi porozumiewawczy uśmiech.- Dlatego tu jestem z samego rana.
Uniosłam brew. Chyba nie do końca wyłapałam ukryte dno jej wypowiedzi.
- Chodź ze mną na zakupy.
- Zakupy?- uniosłam brwi.
- Jestem w rozsypce. Nie mam sukienki, butów ani biżuterii. Kompletnie nic. To dla mnie bardzo ważne przyjęcie, zresztą skoro się o tym dowiedziałaś musisz znaleźć coś dla siebie. Proszę!- ze zdenerwowania wyrzucała z siebie słowa z szybkością światła.
- O nie, nie. Kto powiedział, że się tam wybieram?
- Na twarzy Emmy pojawił się wyraz szoku i zdekoncentrowania. Patrzyła na mnie jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Pokręciła głową, by się otrząsnąć.
- Mowy nie ma. Idziesz. Pamiętasz jak mówiłam o utarciu nosa paru pannom. Zresztą wyobraź sobie reakcję wszystkich łowców.
- Właśnie tego się obawiam!- krzyknęłam tracąc panowanie nad sobą. Wstałam i podeszłam do okna. Było prawie południe. Zasłoniłam szczelniej zasłonę chroniąc się przed słońcem.
- Będziecie mieć przeze mnie same kłopoty. Mistrzowie ze świata wpadną we wściekłość. Z twojego balu zrobi się prawdziwe piekło.
- To już załatwione.
Odwróciłam się gwałtownie mrużąc oczy.
- Jak to załatwione?
- Jesteś honorowym gościem Czerwakova. Nikt nie ma prawa nawet cię tknąć.
- Nie przekonałaś mnie Emmo.- mruknęłam pocierając sobie skronie.
- Ale do miasta pójdziesz?- zrobiła szkliste oczka i minę małego szczeniaczka. Na mojej twarzy zamajaczył uśmiech.
- Jakbym mogła ci odmówić?
Posłała mi uśmiech pełen ulgi i wdzięczności.
- Spotkamy się w holu za pół godziny.- wybiegła z pokoju zostawiając mnie samą.

__________________________________

wybaczcie, trochę krótki. ;)
ale brak czasu i weny robi swoje.
a przy okazji, chciałam wszystkim złożyć najlepsze życzenia z okazji świąt wielkanocnych.
wszystkiego dobrego kochani. ;*
buziaki, madzianna.




niedziela, 17 kwietnia 2011

Rozdział 14.

Zostawiając wszystkie rzeczy pod bujnym, gęstym krzewem, wróciliśmy do budynku. William uparł się nieść mnie na rękach, nie chcąc odrywać się ode mnie nawet na chwilę. Nie mogłam mu odmówić. Rozstanie bolałoby mnie równie mocno, co jego. Trafiając na korytarz prowadzący do mojego pokoju, przesunął mnie na swój brzuch, a ja oplotłam nogi wokół jego pasa. Objęłam go ramionami, zanurzając się w jego zapachu bijącym z szyi. Przywarł mnie do ściany i odnalazł moje usta, skradając namiętne pocałunki. Na ozdobnej tapecie pozostawiliśmy pamiątki w postaci grud ciasta, ale to się nie liczyło. Chłopak odstawił mnie na ziemię pozwalając, bym kluczem otworzyła drzwi, a kiedy majstrowałam przy zamku przesuwał palcami i nosem po moim ramieniu i szyi skutecznie mnie rozpraszając. Pchnęłam drzwi i chwyciłam go za rękę prowadząc do mojego śnieżnego królestwa. Kiedy tylko usłyszał kliknięcie oznajmiające, że zamek się zamknął, schylił się i obejmując swoimi ciepłymi dłońmi moją twarz, musnął swoją górną wargą moją dolną.
Czas zmyć to paskudztwo.- oznajmił krusząc ciasto na moim policzku i ramieniu. Posłał mi czarujący, a zarazem łobuzerski uśmieszek i w jednej chwili przerzucił mnie przez ramię. Krzyknęłam z zaskoczenia. Byłam też pełna podziwu. Trudno było mnie czymś zdziwić, zwłaszcza że miałam zmysły dziesięć razy sprytniejsze.
- Dosyć tego brudasie- krzyknął przez śmiech William, wstawiając mnie do wanny. Odkręcił prysznic i zaczął pryskać na mnie strumieniem wody. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie chlapiąc go wodą, która zdążyła się zgromadzić w brodziku. Ciasto schodziło dość opornie, pod wpływem wody przyklejało się jeszcze bardziej do naszych ciał.
- Odwróć się.- polecił Will kierując wodę w moją stronę. Ręką masował moje plecy jednocześnie pozbywając się natarczywej, nieudanej pizzy.
- Dobra, teraz ty.- pokazałam mu gestem, aby się odwrócił i przejęłam rączkę. Miał na sobie więcej ciasta niż ja, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Myjąc jego plecy podziwiałam mięśnie i kolor skóry. Z moją krążącą po jego ramieniu ręką tworzył się niesamowity kontrast. Strumień skierowałam na jego włosy posklejane mąką i jeszcze większą ilością surowego ciasta. Tu było lżej niż u mnie. Przez wodę zmieniły barwę na ciemny brąz. Zakręciłam wodę z uśmiechem starając się nie zwracać uwagi na jego liczne, wypukłe żyły w których pulsowała gorąca krew... Odgarnęłam tę myśl.
- Skończone.
Odwrócił się do mnie, wycierając oczy. Wyszedł z wanny i podał mi rękę. Nasze ubrania ociekały wodą tworząc na dywanie ciemną plamę. Chwycił ręcznik i zaczął mnie wycierać. Dla zabawy zaczął trzeć moje włosy, aż przybrały postać skołtunionego puchu. Sprawiło mu to wielką frajdę, toteż odwdzięczyłam się tym samym. Teraz oboje wyglądaliśmy tak, jakby na naszych głowach ptaki uwiły sobie gniazda. Przenieśliśmy się do sypialni. Z westchnieniem padłam na łóżko zrzucając mokrą koszulkę i zostając w topie. Położył się obok mnie i wspierając się na łokciu bawił się moimi włosami ze stałym uśmiechem na wargach. Przymknęłam oczy przybierając podobny wyraz twarzy- błogiego spokoju.
Po chwili uniósł róg mojego ubrania, aż w końcu odsłonił cały brzuch. Lekko uniosłam głowę. Przyglądał się ze zmarszczonym czołem bliznom, które zostawiły w moim ciele posrebrzane drzazgi. Delikatnie przejechał po nich opuszkami palców. Skrzywiłam się lekko przygryzając wargę. Błyskawicznie na mnie spojrzał przerażony.
- Boli?
- Już nie tak bardzo- powiedziałam wypuszczając z płuc powietrze.
W jego oczach pojawił się spokój i wyraz współczucia. Wracając do mojego brzucha jeszcze raz oglądał białe linie, po czym zaczął pochylać się nad każdą z nich i muskał ustami najdelikatniej jak umiał. Przesunął się nad moją twarz i spojrzał mi w oczy, czarując ich nieziemską, zieloną barwą. Kryła się w nich czułość, tęsknota, oraz coś, czego nie potrafiłam odgadnąć. Lekko dotknęłam jego policzka.
- Muszę już iść- szepnął nachylając się nade mną. Musnął moje wargi, mrucząc coś o porannych ćwiczeniach, a już zaczynało świtać.
Wstałam razem z nim i odprowadziłam go do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale objął mnie w pasie i mocno przytulił, zanurzając twarz w moje wilgotne włosy. Ścisnęłam palcami jego szyję. Usłyszałam kroki.
- Łowcy zaczynają się schodzić.- powiedziałam kładąc rękę na jego torsie.
Przed wyjściem spojrzał mi głęboko w oczy i rozpłynął się w powietrzu.
Przez moment stałam przed drzwiami, osłupiała. Potem rzuciłam się przez pokój do ukrytej lodówki i pospiesznie wyjęłam dwa woreczki krwi, które w ciągu niecałych dziesięciu sekund opróżniłam. Siedząc na podłodze, poplamiona krwią przez pośpiech i wysuniętymi kłami, dziękowałam Bogu za silną wolę. 
Co ja najlepszego wyprawiam?

_______________________________________

jest i nowy rozdział. ;-)) proszę bardzo.
buziaki kochani, madzianna.

sobota, 9 kwietnia 2011

Rozdział 13.

Po kilku dniach męczących treningów i zamieszek z łowcami, postanowiłam spędzić choć jeden wieczór w swoim pokoju, sama w bezwzględnej ciszy. Weszłam do niego rozkoszując się zapachem kwiatów, które gosposie przynosiły do mnie, by umilić mi pobyt wśród ,,wrogów''.
Poszłam do łazienki i nalałam gorącej wody do wanny. Wszystkie lustra były zaparowane, a gorąca mgiełka unosiła się w całym pomieszczeniu. Z ulgą weszłam do wody, cała się zanurzając. Tylko od czasu do czasu wyglądałam na powierzchnię, by nabrać powietrza. Kiedy moja kąpiel już ostygła, nadszedł czas na wyjście. Dźwignęłam się powoli, krzywiąc się za każdym razem, kiedy mnie coś ciągnęło lub bolało. Treningi łowców trwały minimum kilka godzin, blizny nawet po kilku dniach tak intensywnych ćwiczeń nie dawały spokoju. Mimo, że za każdym razem, kiedy dostałam, przepraszano mnie, nie ułatwiano mi tym, że podczas lekcji używano wyłącznie srebrnej i drewnianej broni. Wytarłam się puchatym ręcznikiem i założyłam czyste ubranie- zwiewną, szeroką, bawełnianą koszulę i wygodne, przylegające do ciała spodnie. Niesforne włosy jedynie rozczesałam szczotką i spryskałam odżywką. Wyszłam z wielkiej łaźni i skierowałam się w stronę łóżka, kiedy do moich czułych uszu doszedł straszliwy hałas. Zmarszczyłam brwi i wyszłam za drzwi. Dźwięk najwyraźniej dochodził z kuchni, która znajdowała się na tyle daleko, że tylko ja miałam szansę to usłyszeć. Zamknęłam na klucz apartament, i zawiesiłam go sobie na szyi. Poszłam krętym korytarzem, kierując się głównie słuchem. Kiedy dotarłam do kuchni, z jednej strony osłupiałam a z drugiej cała ta sytuacja wywołała na mojej twarzy uśmiech. Oparłam się o framugę drzwi, zakładając ręce na piersi i przekręcając głowę, obserwowałam zdarzenie w kuchni.
To był William. Kręcił się po pomieszczeniu trzaskając garnkami, zawzięcie krojąc i przyprawiając, z przewieszoną ściereczką na ramieniu. Co chwila poprawiał wpadające do oczu włosy skinieniem głowy albo ramieniem. Był na boso, w spodniach dresowych i dopasowanym podkoszulku. Wyglądał tak uroczo, że nie śmiałam się mu przerywać. Obserwowałam każde napięcie jego mięśni, kiedy kroił, mieszał lub przestawiał garnki na mniejszy ogień. Na stole stała szklaneczka z kolorowym drinkiem i mnóstwem kostek lodu. Nie poznałam jeszcze nikogo takiego, kto jadłby kolację w środku nocy. Chrząknęłam cicho, wiedząc, że i tak mnie usłyszy. Uśmiechnęłam się kiedy zdezorientowany odwrócił wzrok w moją stronę. Odpowiedział nieco zakłopotanym, chłopięcym uśmiechem.
- Zgłodniałem.- wskazał ogromnym nożem na stertę jedzenia i garnków. Zaśmiałam się, podchodząc do niego.
- Nie wątpię.- pociągnęłam nosem. Gdybym była człowiekiem, pociekła by mi ślinka. Pachniało czosnkiem, bazylią i pomidorami. Bardzo aromatycznie.- Może ci w czymś pomóc?- powiedziałam zaglądając pod jedną z pokrywek garnka, w którym dochodził makaron.
- Jeżeli chcesz.- odpowiedział uśmiechając się. Wręczył mi drewnianą łopatkę, wskazując na mięso na patelni.
- Spaghetti?- uniosłam brwi mieszając mięso.
- Mhymm- mruknął William, próbując pomidorowego sosu.- Soli.- zawyrokował w końcu, sięgając na jedną z półek po solniczkę.
- Pizzę też mam w planach- posłał mi uśmiech.
- Szkoda, że nie mogę zjeść z tobą tych rarytasów.- spojrzałam na niego wykrzywiając usta w podkówkę- Ale do drinka chętnie dołączę.
- Bardzo proszę.
- Mogę ci pomóc w robieniu pizzy?- spytałam, podając mu patelnię z gotowym mięsem, które już po chwili William mieszał z sosem.
- Szczerze mówiąc przyda mi się mała pomoc.- posłał mi perskie oko.
- Zaczęłam już szykować składniki i potrzebne naczynia.
- Gdzie macie mąkę?- szturchnęłam łowcę, grzebiąc w szafkach.
- Nad twoją głową- parsknął śmiechem, kiedy otworzyłam szafkę i wzbiłam w powietrze biały tuman mącznego obłoku. Ustawiłam wszystko na meblach czekając, aż William skończy męczyć biedny makaron.
- Dobra, od czego zaczynamy szefie?- powiedziałam przysuwając bliżej szczycącą się swoimi rozmiarami miskę.
- Od wyrobienia ciasta, rzecz jasna.- rozdzielił składniki instruując mnie, gdy coś zrobiłam źle, a ja za każdą zwróconą uwagą patrzyłam na niego z ironią. Nie pierwszy raz byłam w kuchni.
- Czy jest coś, co robię i się tobie podoba?- powiedziałam za setną uwagą w stylu ,,Nie, to trzeba zrobić inaczej...''
- Hmmm- przyjrzał mi się- Ładnie wyglądasz w fartuszku. Bardzo... Pociągająco.- uśmiechnął się odsłaniając proste, białe zęby. Przez chwilę patrzyłam się na niego z uniesioną brwią, po czym wzięłam garść mąki i cisnęłam w niego białym pyłem. Popatrzył na mnie zdumiony i zamrugał parę razy strzepując mąkę z nienaturalnie długich rzęs.
- Nie mogłam wytrzymać. Kuchnię wypełnił mój dźwięczny śmiech.
- A to tak się reaguje na komplementy?- powiedział Will trzęsąc się ze śmiechu. Nabrał w dłonie mąki i rozpylił ją nad moją głową. Po kilku minutach naszej mącznej rewolucji, wyglądałam jak bałwan, a cała kuchnia, jakby przeszła przez nią burza śniegowa. Blondyn nie prezentował się lepiej. Śmiejąc się strzepywaliśmy ze swoich głów cały proszek.
- Ale ciasto chyba wyjdzie dobre- powiedziałam zerkając do miski, w której pływała kleista papka. Nie wyglądała wcale apetycznie.
- Nie- powiedział Will krzywiąc się- Ja tego nie tknę.
- To co my z tym zrobimy?
Chłopak wziął miskę do rąk uśmiechając się tajemniczo i złowieszczo. Zanurzył rękę w mazi i zmierzał w moją stronę. Zaczęłam się cofać śmiejąc się i kręcąc głową.
- Nie, nie odważysz się.- w odpowiedzi tylko pokiwał głową.
- To sztuka.- powiedział chwytając moją i tak brudną rękę i kreśląc na niej różne zawijasy i esy floresy.
- Sztuka mówisz?- mruknęłam i zanurzyłam obie ręce w cieście. Kreśliłam wzory najpierw na jego ramieniu, potem na szyi i twarzy. Przypominał teraz azteckiego wojownika z wojennymi tatuażami. Zrobił ze mną to samo, wykonując swoje ruchy bardzo delikatnie. Czułam jakby moją twarz muskały skrzydła motyla, a nie palce silnego mężczyzny.
- Pięknie- powiedział uśmiechając się i cofając, by podziwiać swoje dzieło z daleka.- To co teraz czas na drinka?- przytaknęłam mu. Wyciągnęłam butelkę alkoholu, a w oddzielnej lodówce znalazłam o dziwo krew. Domyśliłam się, iż została sprowadzona specjalnie dla mnie. Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam jeden woreczek. Mam nadzieję, że nie będzie przeszkadzało mojemu koledze to, że spożyje przy nim ten wykwintny trunek.
- Chodź do ogrodu- powiedział wychodząc z okropnie brudnej kuchni niosąc w jednej ręce talerz spaghetti, a w drugiej dwie butelki. Sięgnęłam tylko po dwie szklaneczki i ruszyłam za nim.
Jak się okazało nad brzegiem rzeki łowcy zrobili przepiękny ogród pełen drzew owocowych i kwiatów. Rozglądając się spytałam Williama, jak to możliwe, że to wszystko rośnie w takim klimacie i tego nie widzą ludzie.
- Magia.- powiedział z uśmiechem przysiadając pod jednym z drzewek. Usiadłam obok niego kładąc woreczek i butelkę blisko innych rzeczy zabranych z lodówki. Postawiłam obok siebie dwa kielichy. Will odstawiając na bok talerz przygotował sobie szybkiego drinka ze świeżą miętą i tonikiem, który miał w jednej z butelek, po czym przyglądał się moim poczynaniom.
- Wymyśliłam to, kiedy miałam doła- odpowiedziałam na jego nieme pytanie wlewając do kieliszka gęstą, ciemną krew, a potem dolewając do niej wódki. Lekko wymieszałam i po chwili zanurzyłam wargi umazane ciastem w rozkosznym trunku. Spojrzałam na chłopaka, który patrząc w niebo trzymał szklaneczkę z chłodnym napojem.
- Nie przeszkadza ci to?- powiedziałam cicho, przesuwając palcem po szyjce szklanki.
- Co?
- Że piję przy tobie krew. Nie obrzydza cię to?- wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- To normalna kolej rzeczy. Musisz się czymś pożywiać.- posłał mi delikatny uśmiech- Gdyby koło ciebie siedział jakiś człowiek, a ty byś pobierała od niego świeżą krew, dolewając do drinka to miałbym coś przeciwko. Ale teraz...- wzruszył ponownie ramionami. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem jego tok myślenia. Przez chwilę chlubiliśmy się w błogiej ciszy.
- Wyglądasz strasznie.- mruknęłam patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. Ciasto zdążyło już zaschnąć i stworzyło kremowe skorupy.
- Ty nie lepiej, zaufaj mi- powiedział uśmiechając się.
Położyłam się na trawie i obserwowałam gwiazdy. Zielonooki blondyn do mnie dołączył. Leżeliśmy stykając się głowami podziwiając migające punkty na ciemnym niebie.
- Dobrze się dzisiaj bawiłam.
- Ja również.
- Mówił ci ktoś, że masz intrygujące oczy? Rzadko kiedy mogę zgadnąć o czym myślisz. To frustrujące- westchnęłam i przekręciłam głowę w jego stronę. On też na mnie patrzył. Tym razem w jego tęczówkach widziałam wszystko- wewnętrzne rozerwanie pomiędzy dwoma światami, tłumiony smutek i złość. Oraz coś, czego nigdy nie doświadczyłam tak naprawdę. Czułość i namiętność. Pochylił się nade mną i spojrzał w oczy.
- Tylko nie gryź.- zamruczał kładąc delikatnie palec na moich ustach, po czym bardzo powoli się do mnie zbliżył, przeciągając ten moment. Czułam jak jego serce przyspiesza, a ja w jednej chwili zamieniłam się w słup soli nie mogąc się ruszyć. ,,Panuj nad sobą Aurelio. Nie zabij go!'' krzyczała moja podświadomość. William objął moje lepiące od papki policzki, po czym lekko musnął moje usta. Otworzyłam oczy przyciągając go magnetycznym spojrzeniem. Uniosłam głowę do góry i na nowo złączyłam nasze wargi obejmując go za szyję. Przytrzymał mi plecy, przyciągając jednocześnie do siebie by mieć mnie jak najbliżej. Nie codziennie miałam takie przyjemności.  Jego serce biło jak młot, czułam gorąc jego ciała w każdym nerwie. W głowie mi się zakręciło, jak po szampanie. Już po chwili wszystko zniknęło, był tylko on. Czułam go wszędzie. Jego zapach, dotyk ciepłych, męskich rąk na moich plecach i karku. Muskałam dłonią jego miękkie blond włosy i policzki. Nasze wargi tańczyły w równym tempie.
Zapełnił sobą cały mój świat w jednym, magicznym momencie.

______________________________________________

trochę mnie napadło i wtrąciłam tu wątek romantyczny, ale spokojnie. to dopiero początek.
jeszcze wszystko może się zmienić. ;->

pozdrawiam, madzianna.