wtorek, 29 marca 2011

Rozdział 12.

Wstawaj. Wiem, że ty nie śpisz.- syknęła Emma siedząca na moim łóżku i rzucająca w moją stronę gniewne spojrzenia.
- Nie chcę.- jęknęłam.- Twoi koledzy na treningu mnie zatłuką.
- Och, daj spokój.
Zdjęłam kołdrę z twarzy. I usiadłam prosto patrząc jej w oczy.
- Myślisz że tego nie chcą? Widziałaś ich reakcję kiedy Czerwakov powiedział, że mam być traktowana jak jedna z was?- zmrużyłam oczy a po plecach przeszły mi ciarki. Nie byłam przystosowana do obecności setek łowców krążących wokół mnie jak sępy.
- Will nie da cię tknąć.- powiedziała łowczyni uśmiechając się pocieszająco.
- Akurat.
- Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał, wierz mi. Zwykle chodzi nachmurzony i strzela fochy. A potem wyżywa się na treningach. Jest najlepszy z łowców. Nikt nie odważy się go wyzwać i sprowokować.
- Fajnie. A mnie to powinno obchodzić ponieważ?...- uniosłam sceptycznie brew.
- Ponieważ, William jest obiektem westchnięć wszystkich łowczyń. A że będzie za tobą łaził i cię chronił będą piekielnie zazdrosne.- uśmiechnęła się wrednie- Utrzesz nosa tym laleczkom. Będzie ciekawie.
- Jak w szkole?- popatrzyłam na nią zdumiona.
- Tak, mniej więcej. W szkole nie uczą jak zabijać.- zeskoczyła z łóżka.- Ubieraj się.
Skierowałam się do łazienki. Ubrałam się w ciemny top, obcisłe spodnie i wysokie, wygodne buty na płaskim obcasie. Włosy zostawiłam rozpuszczone przeczesując je jedynie palcami. Wyszłam z pomieszczenia gotowa do dnia spędzonego w świecie łowców.
- Idealnie- uśmiechnęła się Emma podając mi jeszcze pas na noże. Szybko go założyłam i skierowałam się do drzwi.
- Najpierw idziemy po Williama. Ma poranny trening w sali 423.- pociągnęła mnie za sobą Emma. Minęło nas kilka grupek łowców, którzy rzucali we mnie gradem wrogich spojrzeń. Wywróciłam oczami.
- Gdyby spojrzenia mogły zabijać- mruknęła łowczyni patrząc na mnie.
- Jestem nieśmiertelna.- wzruszyłam ramionami.
- No tak- kiwnęła głową i przyspieszyła kroku. Dotarłyśmy do sali nr 423. William walczył zacięcie z bandą drewnianych manekinów. Uchylałam się za każdym razem kiedy sypały się drzazgi. Kiedy nas zauważył oddychał głęboko i wytarł ręcznikiem pot z czoła i ramion.
- Gotowa?- krzyknął do mnie z drugiego końca sali.
- Jak nigdy.- odkrzyknęłam. Uśmiechnął się i podszedł na środek sali.
- Zatańczymy?- wyjął dwa noże. Jeden mi rzucił. Złapałam go w locie. Wyciągnęłam też z pasa Emmy bicz.
- Dlaczego nie.- posłałam mu uśmiech kiedy do niego podchodziłam. Poznałam już jego technikę walki kiedy zaatakował mnie w szpitalu. Na salę schodziło się coraz więcej łowców, którzy zbierali następne grupy na spektakl. Po kilku sekundach zaczęli wrzeszczeć i klaskać ,,William, William, William!''
- To nie fair. Masz poparcie tłumu- powiedziałam oskarżycielskim tonem, obracając w dłoniach broń.
- Kochają mnie, cóż na to poradzę.- powiedział uśmiechając się zawadiacko. Odpłaciłam się tym samym.
- Może wygraj?- w tej chwili ruszyłam na niego w wampirzym tempie z nożem w jednym ręku, a biczem w drugim. Robił uniki i zadawał mocne ciosy, za to ja byłam giętka i szybka, często mu umykałam wykonując różne popisy gimnastyczne tak, by nie mógł ściągnąć mnie na ziemię. Wylądowałam obok i odparłam cios zadany jego nożem. W powietrzu dźwięczał szczęk stali i urywane oddechy nasze i widowni.
- Mam cię- syknął zatrzymując mój nadgarstek i przystawiając mi nóż do gardła. Uśmiechnęłam się.
- Nie, nie masz.- prześlizgnęłam się przez jego nogi i po chwili stałam już za nim. Trzasnęłam biczem, który owinął się wokół jego kostki i pociągnęłam nim z całej siły. William upadł z hukiem ale szybko się odwrócił i przystawił swój nóż do mojego brzucha. Widząc, że ja również trzymam nóż przy jego piersi posłał mi porozumiewawczy uśmieszek.
- Remis- zawyrokował. Po czym wstał i otrzepał się z kurzu. Oddałam mu jego nóż, który wetknął za pas. Widownia patrzyła z niedowierzaniem, czułam ich płonące spojrzenia na plecach.
- Dałem ci fory.
- Kłamca- zaśmiałam się- Chyba było na odwrót, nie uważasz? Skopałam ci tyłek.
Wystawił mi język niczym dziecko z przedszkola. Emma podbiegła do nas i odebrała mi bicz.
- Gdzie się tego nauczyłaś?- powiedziała wytrzeszczając oczy.
- Żyję jakieś 400 lat. Podczas takiego szmatu czasu człowiek się nudzi i szuka rozrywki- wzruszyłam ramionami. Pod wyjściem zgromadziło się mnóstwo dziewczyn.
- One chcą twój autograf, Will. Chyba nie odmówisz im tego zaszczytu?- powiedziała Emma z rozbawieniem w głosie. William westchnął patrząc niechętnie na tłum łowczyń. Podążyłam za jego wzrokiem, a mimowolnie na moje wargi wstąpił zadziorny uśmieszek.
- One chcą mnie zabić.


________________________________________

dziękuję Wam bardzo za czytanie moich wypocin. ;-D
i zapowiadam na jakiś czas przerwę, ale to wynagrodzę. ;-)

buziaki kochani. 
madzianna.



niedziela, 27 marca 2011

Rozdział 11.

Byłyśmy już w bazie łowców i zjeżdżałyśmy windą na sam dół do gabinetu Czerwakova. Patrzyłam na guziki, które zajmowały niemal całą ścianę.
- Dużo tu macie pięter.
- Hmm?- wyrwałam z myśli rozmarzoną Emmę- Ach, tak. Baza łowców jest cała pod ziemią, kościół to tylko przykrywka. Jest tu mnóstwo krętych tuneli, dlatego winda jeździ we wszystkie strony nie tylko w górę i dół.
Pokiwałam głową. Winda była ciasna i mała. Prawie siedziałyśmy na moich walizach, które zajmowały większą część podłogi. W końcu drzwi się otworzyły i walizki przewróciły się jak domino. Westchnęłam głośno i zaczęłam podnosić jedną za drugą. Kiedy podniosłam głowę, nade mną stał William trzymając kwiaty w ręku. Położył je na największej walizce i zaczął brać następne.
- Emma, mistrz cię woła.- mruknął łowca schylając się po następną torbę. Łowczyni zgrabnie nas wyminęła i poszła w swoją stronę.
- To chyba wszystkie.- powiedziałam obładowana walizami, podobnie jak Will, który ruszył krętym korytarzem. Lecz zaraz za zakrętem zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
- Kulejesz.- zmrużył powieki żądając wyjaśnień.
Rozejrzałam się wypatrując gapiów.
- Atak.
- Kto?
- Mało widziałam. Emma wie więcej.
- Ale już wszystko w porządku?- powiedział z przebłyskami troski w oczach.
- Przeżyję.- mruknęłam wzdychając- Bywało gorzej.- podniosłam wzrok do jego oczu. Troskę zastąpiła ulga, która szybko uległa zmianie w pustkę. Znowu nic nie mogłam z nich odczytać. William ruszył szybkim krokiem.
- Pokażę ci twój pokój.- sapnął poprawiając walizki i pilnując kwiatów.- Kto ci je przysłał?
- Kwiaty? Nie wiem.
- Tajemniczy wielbiciel?- posłał w moją stronę zawadiacki uśmieszek.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale mi się podobają.- spojrzałam na niego kątem oka.- Bo co? Zazdrosny?- parsknęłam śmiechem widząc jego minę.
- Bardzo.- powiedział uśmiechając się zaczepnie. Odpowiedziałam mu tym samym.
- Jesteśmy na miejscu.- pchnął nogą białe drzwi. Wnętrze, które okazało się naszym oczom było niesamowite w porównaniu z hotelem, w którym mieszkałam. Wielkie białe łoże z baldachimem, owalne okno wyglądające na podziemny świat łowców, łazienka i wielka, jasna komoda na ubrania, do tego monstrualnych wielkości puchaty dywan i kryształowy żyrandol. Zrobiłam parę kroków do środka.
- Jej...- wydusiłam z siebie rozglądając się po pokoju.- Szczerze mówiąc nie tego się spodziewałam.
- A czego? Lochu?- zaśmiał się William kładąc wszystkie walizki obok łóżka, a kwiaty włożył do dzbanka stojącego na szafce nocnej.
- Bynajmniej. Ze srebrną podłogą i kratami.
- Jesteś gościem mistrza, zadbał o wszystko. W ławeczce pod oknem masz lodówkę w której jest zapas z... krwią.-wskazał na okno lekko się wzdrygając. Za szybą migało tysiące oświetlonych tuneli w których znajdowały się to korytarze, to windy.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co.- mrugnął do mnie William, wychodząc.- A, tak. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem za ścianą.- Uśmiechnął się szeroko, zadziornie wskazując głową prawą stronę.- Obok jest pokój Emmy.
Uniosłam brew i usiadłam na łóżku.
- Czyżby to było zaproszenie?- powiedziałam nieco ironicznie.
- Może.
- To może wpadnę.
Posłał mi szelmowski uśmiech i zniknął za drzwiami zostawiając mnie samą w śnieżnobiałym królestwie.

czwartek, 17 marca 2011

Rozdział 10.

Niebo było zasnute burzowymi chmurami, przybrało ciemny, szary kolor, które już sączyły pierwsze krople chłodnego deszczu. Na ulicach było ponuro i pusto. Szłyśmy wąskimi uliczkami miasta, by nikt nie mógł zobaczyć uzbrojonej po nos Emmy. Westchnęła i spojrzała w niebo.
Szykuje się piekło.- mruknęła nie odrywając wzroku od chmur.- Musimy przyspieszyć, jeżeli chcemy zdążyć do hotelu przed ulewą.- powiedziawszy to puściła się biegiem. Westchnęłam i pobiegłam za nią. Bez problemu przyszło mi dogonienie jej. Jeszcze kilka minut i będziemy na miejscu. Zaalarmowana czymś zatrzymałam się nagle i szarpnęłam Emmę za sobą. Stałam na baczność zaciskając palce na jej ramieniu.
- Słyszałaś to?- zmarszczyłam brwi bacznie nasłuchując.
- Co?- szepnęła łowczyni patrząc się na mnie jak na wariatkę.
Nie przejmowałam się jej sceptycyzmem tylko wytężyłam wszystkie swoje zmysły. Zaciągnęłam się głęboko pozwalając by mój nos dał nam jakąś wskazówkę. Zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć łapiąc się za gardło.
- Ktoś tu rozpylił srebro- powiedziałam do Emmy w przerwach napadu kaszlu. Srebro paliło moje gardło i płuca. Zatknęłam ręką usta i nos, by już nie wdychać zabójczego metalu. Emma napięta jak struna wyjęła dwa lśniące noże i rozejrzała się dookoła.
- Aurel, nikogo tu nie wiedzę.- szepnęła do mnie delikatnie kładąc mi rękę na plecach. Zanim zdążyła coś jeszcze dodać została pchnięta na ścianę pobliskiego budynku. Krzyknęła kiedy jej ciało z hukiem uderzyło o twardy mur. Powietrze wypełnił złowieszczy śmiech mężczyzny. Odwróciłam się. Nie widziałam za dużo, rozpylone srebro wdarło się także do moich oczu, które zaczęły łzawić krwią. Mogłam tylko słuchać z zaciśniętymi zębami gotowymi do ataku.
- Pokaż się- warknęłam obracając się wokół własnej osi.
- Złamałbym dane słowo- parsknął głos, po czym moje ciało trafiło mnóstwo drewnianych drzazg. Wrzasnęłam z bólu i runęłam na ziemię. Gdybym miała wybierać między jednym kołkiem a dziesiątką drzazg, z pewnością wybrałabym kołek. Krzyczałam i wiłam się z bólu, jaki zadawały drewniane igły. Były umoczone w srebrze. Dlatego z taką łatwością wbiły się w moje ciało nie łamiąc się. Mężczyzna zaśmiał się. Lubił zadawać cierpienie swoim ofiarom, nim je zabije. W jednym momencie Emma z wrzaskiem rzuciła się na rosłego zabójcę. Cięła go nożem i przygwoździła do ściany miażdżąc mu obie ręce.
- Kto cię przysłał? Mów!- wydarła się łowczyni.
- Nie wolno wymawiać imienia Wielkiego Mistrza.
Emmie to wystarczyło. Bez skrupułów wbiła długi nóż w brzuch napastnika przebijając jego ciało na wylot. Upadł na ziemię z dzikim uśmiechem na twarzy. Po chwili jego krew zrobiła się gęsta i smoliście czarna, podobnie jak jego ciało, które zaczęło się deformować i zamieniać w kleistą, bulgoczącą maź. Długowłosa łowczyni patrzyła się na to z obrzydzeniem.
Czarna magia- mruknęła kiedy do mnie pobiegła.- Aurelia. Wszystko w porządku?
- Żartujesz sobie- ledwo wykrztusiłam dysząc. Byłam sparaliżowana, nie mogłam kiwnąć nawet palcem.- Wyjmij je- wysyczałam z trudem.
Em rozerwała moją koszulę i szybko poczęła wyjmować igły z wyrazem determinacji na zaciętej twarzy. Kiedy wyjęła już ostatnią sztukę nabierałam powietrza jak ryba wyjęta z wody. Stanęła za mną i podciągnęła mnie do góry przewieszając moje ramię przez swoją szyję. Szłyśmy powoli, co drugi krok syczałam z bólu. Srebro utrudni regeneracje. Rany będą goiły się dwa razy dłużej niż zazwyczaj. Ulewa utrudniała nam dojście do celu.
Przemoczone do ostatniej nitki weszłyśmy do holu. Ludzie patrzyli się na nas jak na duchy.
Już o własnych siłach, kulejąc i trzymając się za brzuch podeszłam do windy i nacisnęłam guzik. Oparłam się o ścianę głęboko oddychając.
Całą drogę do apartamentu przebyłyśmy w ciszy. Pchnęłam drzwi i weszłam do pokoju ściągając podartą koszulę. Podeszłam do dużego lustra i przyjrzałam się sobie. Na moich wargach wykwitł grymas.
- Dwa razy w ciągu dnia. Ma się to szczęście.- mruknęłam do swojego odbicia oglądając rany. Emma spojrzała na mnie ze współczuciem. Ktoś zapukał do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś?- powiedziała łowczyni unosząc brwi.
- Nie.- zakryłam się ręcznikiem, by nikt nie widział okaleczeń. Otworzyłam drzwi. Za nimi stał Bob- boy hotelowy z bukietem białych i czarnych róż. Uniosłam brew czekając na wyjaśnienia. Wysoki brunet wręczył mi bukiet, chwyciłam go jedną ręką. Drugą trzymałam ręcznik. Zaciekawiona czarnulka podeszła do mnie lustrując spojrzeniem mężczyznę.
- Ktoś przysłał je do panny Presscot, nie podał informacji o sobie.
- Och, jakie to romantyczne- pisnęła Emma uśmiechając się słodko do Boba. Odwdzięczył się rumieńcem i zakłopotaniem. Dziewczyna spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Westchnęłam i otworzyłam szerzej drzwi.
- Idźcie gołąbeczki, poradzę sobie.- kiedy to usłyszała posłała mi tak uszczęśliwiony i szczery uśmiech, że nie potrafiłam się nie odwdzięczyć tym samym. Chwytając mężczyznę pod rękę i zarzucając długim warkoczem wyszła z apartamentu.
- No, Bob, powiedz mi coś o sobie.
Pokręciłam głową i zamknęłam drzwi. Obejrzałam bukiet, który miałam w ręku, szukając karteczki, lecz na próżno. Położyłam kwiaty na łóżku i zaczęłam wrzucać wszystkie moje rzeczy do toreb. Wyjęłam jedynie świeży top i ciepłą bluzę do przebrania się, a koszulę wrzuciłam do śmieci. Kiedy już ubrana, uporządkowana i gotowymi walizkami z kwiatami na wierzchu wyszłam na korytarz. Emmy nie było. Z westchnieniem pociągnęłam wszystkie walizki do windy.
W holu na jednej z kanap siedziała czarna łowczyni z boyem hotelowym. Bawiła się jego czapką śmiejąc się i trzepocząc rzęsami. Z uśmiechem podeszłam do dwójki.
- Jakie to urocze- powiedziałam świecąc zębami- Aż szkoda mi przerywać, ale musimy już iść.
Emma rzuciła mi błagalne spojrzenie, ale nie dałam się omamić.
- Umówicie się kiedy indziej. Czekają na nas.
Łowczyni żachnęła się, ale z westchnieniem wstała. Ruszyłam przodem ciągnąc za rękę machającą na pożegnanie Bobowi Emmę i tuzin walizek z kwiatami od tajemniczego gościa.


niedziela, 13 marca 2011

Rozdział 9.

Siedziałam jak na szpilkach. Na mojej twarzy pojawił się grymas irytacji. William i Czerwakov stali na końcu gabinetu, tuż przy drzwiach i wspólnie zastanawiali się co dalej, rozmawiając szeptem. Wywróciłam oczami i założyłam ręce na piersi. Chyba wiedzą, że każde wypowiedziane słowo docierało do mnie bez problemu, jakbym stała obok. W końcu skończyli ,,tajemną'' naradę i podeszli do mnie. Mistrz z wyrazem degustacji na twarzy, a Williamowi było wszystko jedno.
- Uważamy, że Jungingstern może stać za ostatnimi zabójstwami łowców.- mruknął starzec pocierając skronie- to bardzo możliwe zwłaszcza, że zabijał ich wampir, spuszczając z nich całą krew. Odciski zębów są identyczne jak te na twojej szyi.- wskazał palcem na moją zakrytą bliznę.
- Uważamy też, że powinnaś u nas zostać na dłużej.- odezwał się William, patrząc na mnie spod długich rzęs.
- Tak, a Emma pójdzie ze mną do mojego pokoju hotelowego po walizki.- dopowiedziałam za Williama, który uniósł ze zdziwienia brew.
- Chyba masz tę świadomość, że słyszałam każde słowo z waszej ,,tajemnej'' narady.- posłałam mu pełen wyższości uśmiech. Odwdzięczył się tym samym.
- No tak, ciągle zapominam, że jesteś wampirzycą.
- O, nie wątpię.- powiedziałam z sarkazmem.
- Emma już na ciebie czeka przy windzie. William cię odprowadzi.- przerwał nam Dmitrij. Po czym, ciągle intensywnie o czymś myśląc,  podszedł do biurka i odsłonił zasłony. Słońce powoli zasnuwały deszczowe chmury. Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam przebywać w promieniach słonecznych dłużej, niż to konieczne. Skierowałam się w stronę drzwi, gdzie William przepuścił mnie pierwszą, jak na dżentelmena przystało.
- Tędy.- mruknął mój towarzysz obierając właściwy kierunek. Poszłam za nim bez żadnych protestów. Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu, trzymając dystans.
- Będziesz traktowana jak jedna z nas- powiedział Will, nawet na mnie nie patrząc.
- Nie podoba ci się to?- przygryzłam wargę i uniosłam brew. Zapewne nie tylko on miał pretensje. Kiedy mistrz to ogłosi wszystkim łowcom, nikt nie będzie czuł się komfortowo. Na moje pytanie odpowiedział tylko lekceważącym wzruszeniem ramion.
- Witaj Em.- uśmiechnął się w stronę łowczyni siedzącej przy windzie. Głaskała białego Lancelota, który na mój widok odsłonił zęby i uciekł. Uniosłam brew.
- Biedny pies. Myśli, że chcesz go zjeść.- zaśmiał się krótko blondyn.
- Nie gustuję w tak przesłodkich stworzonkach.- uśmiechnęłam się w stronę łowców. 
- Zatem mogę odetchnąć z ulgą?- odezwał się chłopak.
Emma pokręciła głową i nacisnęła guzik windy, która już stała dla nas otworem. Weszłyśmy do małego pomieszczenia.
- Uważajcie na siebie- powiedział William poważniejąc i przetrzymując na moment drzwi windy. Ostatnie co zobaczyłam był intrygujący błysk w jego zielonych oczach.


środa, 9 marca 2011

Rozdział 8.

- Von Jungingstern miałby być wampirem?- mistrz uniósł brwi jeszcze bardziej, choć nie wiem jak to było możliwe. - Przecież to absurd!
- Takich rzeczy się nie zapomina, panie Czerwakov.- na moje słowa mężczyzna poczerwieniały ze złości zaczął kręcić głową nie przyjmując tego do wiadomości.
- Nie. Felix był jednym z eliminujących wampiry. Stał na ich czele. Gdyby był wampirem, nie miałby szans, aby przeżyć tyle lat wśród łowców.
- I nikt nigdy nie zauważył, że Jungingstern się nie starzeje?- co za kretyni, przemknęło mi przez myśl.
- Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, ale to o niczym nie świadczy.- Rosjanin zacisnął usta jak małe dziecko, które nie chce przyznać się do winy. Westchnęłam głośno, poirytowana.
- Wróćmy do pańskiego gabinetu, panie Czerwakov.- rzuciłam w jego stronę porozumiewawcze spojrzenie. Moje oczy powoli wracały do swojego normalnego wyglądu.
- Pora, żebym teraz ja opowiedziała coś panu- dokończyłam nie czekając na niego, skręciłam w stronę pokoju, w którym przebywał William z pupilem swojego mistrza. Stanęłam przy oknie. Słońce leniwie wyłaniało się znad horyzontu. Zmrużyłam oczy kiedy zalało mnie pomarańczowym blaskiem. Ze zmarszczonym czołem zasłoniłam zasłony. Do moich uszu doszły kroki staruszka, poczekałam aż usiądzie obok Williama. Na plecach czułam spojrzenia obydwu mężczyzn. Westchnęłam i przymknęłam powieki. Nie było mi łatwo o tym mówić, ale zaczęłam historię. Moją opowieść.
- Urodziłam się w 1615 roku na północy Szkocji. Wiodłam spokojne życie w małym, rybackim miasteczku- ojciec rzemieślnik i rybak, matka pracowała dorywczo zajmując się jednocześnie siódemką dzieci.- na moich ustach zamajaczył uśmiech na wzmiankę o domu.
- Kiedy skończyłam 18 lat, do naszej wioski przyjechał pewien hrabia. Nikomu nie zdradzano powodu jego przyjazdu. Nocami lubiłam włóczyć się po chłodnej plaży wdychając świeże, morskie powietrze. Zwykle chodził ze mną mój przyjaciel- Aleksander. Lecz tym razem miał zbyt dużo pracy. Kiedy już chciałam wrócić do domu spotkałam hrabię. Pojawił się znikąd. Pytał mnie dużo o Alexa, czy go znam, jak się trzyma. Pamiętam, że wyjawiłam iż jest to mój najlepszy przyjaciel, niemal brat. Ta wiadomość bardzo go ucieszyła. Zdobył bowiem informację, na kim Aleksandrowi zależy. I to wykorzystał w najbliższym czasie.
- Następny rok spędziłam na ucieczce. Podróżowałam po całych wyspach, byleby od niego uciec.- zagryzłam wargi nie pozwalając by emocje namąciły mi w głowie. Zacisnęłam powieki- Byłam wtedy w Londynie. Było to w 1634. Wynajęłam niewielki pokoik na przedmieściach. Pisałam list pożegnalny do Alexa. Nie chciałam już dłużej uciekać. Nie dałam rady, byłam zbyt wycieńczona. Kiedy zeszłam wręczyć list gospodyni już na mnie czekał. Weszłam do mojego pokoju i jedyne co pamiętam to wysoka postać w czerni z wampirzymi kłami. Potem nic.- Otworzyłam oczy, a krwawe łzy spłynęły mi po policzkach. William spojrzał na mnie czyżby ze współczuciem? Może mi się wydawało... Szybko je wytarłam rozmazując czerwony płyn i kontynuowałam.
- Obudziłam się po kilku dniach na cmentarzu. Koło mnie leżał tylko kamień z wyrytym napisem ,,Śmierć odrodzeniem''. Z początku nie miałam pojęcia co się ze mną stało. Na jakiś czas trafiłam do pewnej elity wampirów, które opiekowały się ,,nowymi''.
- Chciałam znaleźć hrabię. Niestety zaraz po mojej przemianie zniknął z powierzchni ziemi. W niewyjaśnionych okolicznościach- rzuciłam wyzywające spojrzenie w stronę mistrza.- Chciałam też poznać prawdę. Dlaczego ja? I co ma z tym wspólnego Aleksander. A więc, był on pracownikiem, a dokładnie szpiegiem von Jungingsterna. Kiedy Alex dowiedział się, że Felix jest bestią, wampirem powiedział to swoim kolegom, tudzież łowcom. Aby im to udowodnić zabrał ich w miejsce, gdzie zwykle hrabia się pożywiał. Kiedy Felix się o tym dowiedział, o zdradzie Aleksandra, chciał go zabić. Jednak śmierć byłaby zbyt łagodnym wyrokiem. Nie miał on rodziny, więc kiedy dowiedział się, że jestem jedyną osobą, która ma znaczenie dla jego byłego szpiega, postanowił zamienić mnie w coś, czego Alex nienawidził z całego serca. Aleksander popełnił samobójstwo kiedy się dowiedział... ale to tylko przykrywka. Zaufani ludzie hrabiego go załatwili... I tak jestem czym jestem.- odwróciłam się i usiadłam na sofie stojącej obok okna, podciągając kolana pod brodę. Zerknęłam na mężczyzn, mieli podobne miny- pełne niedowierzania i szoku.
- Nie, jak to możliwe? Jeden z najlepszych dowódców klanu łowców w historii był wampirem?- William zmarszczył brwi i wyprostował się w fotelu kręcąc głową.
- Masz na to jakieś dowody?- spojrzał na mnie wielki mistrz.
Wstałam i podeszłam do nich. Zaczęłam odpinać pierwsze guziki koszuli. William zamrugał parę razy, kiedy dotarło do niego co robię. Wywróciłam oczami.
- Bez obaw, nie mam zamiaru cała się rozebrać.- rzuciłam w jego stronę.
- A szkoda- westchnął William uśmiechając się zaczepnie.
Pokręciłam lekko głową z irytacją po czym wygięłam szyję w ich stronę. W świetle zalśniły ślady zębów w tym cztery największe okręgi były pamiątkami po kłach. Cała blizna przypominała niełączące się półkola, albo półksiężyce. Mistrz wstał i z bliska, bardzo dokładnie przyjrzał się misternym kształtom.
- Żeby zamienić kogoś w wampira, trzeba podać mu wampirzą krew do wypicia, po czym ugryźć najlepiej w tętnicę, aby jad z krwią rozprowadził się po całym organizmie. Na koniec zabić. Blizna po ugryzieniu, przemianie, to jedyna blizna, która nie znika. Rana się zagoiła, lecz tę pamiątkę będę miała na wieki wieków.
- Amen. I to jest ten dowód?- odparł sceptycznie William. Pokręciłam głową.
- Nie rozumiesz? Ugryzienie wampira jest jak odcisk palca u ludzi. Każdy jest inny i niepowtarzalny.- zapięłam koszulę do końca. Dmitrij drapał się po brodzie.
- Ja jej wierzę.- odparł z westchnieniem. William spojrzał na swojego nauczyciela.
- Dobra, załóżmy, że von Jungingstern jest wampirem. To nawet jeśli zniknął, nadal żyje. Jest nieśmiertelny.- powiedział młody łowca wbijając we mnie wzrok.
- Miejmy nadzieję.- uniosłam brew i założyłam ręce na krzyż mrużąc oczy- Chcę mieć ten zaszczyt i wyrwać mu serce z piersi, po czym ugodzić je kołkiem raz na zawsze.

wtorek, 8 marca 2011

Rozdział 7.

- Przenieśmy się do początku XI wieku- zaczął swoją opowieść Dmitrij, głaszcząc białego pudla leżącego na jego kolanach.
- Zaczęło się gdy młody hrabia Viktor wpadł w romans z ponętną wampirzycą- lady Elizabeth. Był w niej zakochany po uszy. Pewnego wieczoru, na balu urządzonym przez księcia Walii, hrabia usychał z tęsknoty za swoją ukochaną. Udał się więc z powrotem do swojej posiadłości w Londynie. Po kilku godzinach męczącej podróży dotarł na miejsce uradowany, iż zobaczy się z Elizabeth. Wbiegł do jej sypialni nie zważając na prośby gosposi. Kiedy tam wszedł, nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Nakrył swoją lubą, kiedy kochała się z Arnoldem- jego najlepszym przyjacielem.- Mistrz przerwał na chwilę, by zaczerpnąć powietrza i napić się wody, po czym kontynuował.
Viktor wpadł we wściekłość. Najpierw zabił Arnolda, nakazując by Elizabeth przyglądała się śmierci kochanka. Potem zajął się swoją narzeczoną. Przed ostatecznym ciosem przysiągł jej, że od tej pory nie pozwoli, by bestie jej rodzaju miały styczność z ludźmi. Po obietnicy wbił drewniany kołek w jej serce i założył legendarny klan łowców.- Rosjanin wyjął z szuflady biurka plik fotografii i mi je wręczył. Czułam na sobie wzrok Williama. Przeglądając zdjęcia spojrzałam na niego kątem oka zza kurtyny włosów. Nie mogłam do końca zgadnąć, czy patrzy czułym wzrokiem, czy tak jakby chciał się na mnie rzucić i zabić.
Chrząknęłam cicho i oddałam zdjęcia mistrzowi.
- A więc miłość wampira i człowieka?- powiedziałam pytającym głosem unosząc brew. William spojrzał na mnie z nieodgadnionym błyskiem w swoich tajemniczych, zielonych oczach.
- Dokładnie. Dość tego dobrego, Lancelocie- mruknął mistrz wstając i zdejmując z kolan puchatego przyjaciela, który omijał mnie szerokim łukiem w drodze na swoje legowisko.
- Czas byś zobaczyła portrety wszystkich przywódców klanu łowców, którzy z dumą kontynuowali idee i dzieło Viktora.- starzec skierował się na korytarz. Ruszyłam za nim szybkim krokiem czując na sobie odprowadzający wzrok Williama.
- Horacy. Kuzyn Viktora.- powiedział mistrz wskazując na drugi portret w złotej ramie. Przytakiwałam mu za każdym razem, gdy wymawiał imiona wodzów. Niektórych mijaliśmy, gdyż niespecjalnie zasłużyli się dla klanu, lub obejmowali to stanowisko tylko teoretycznie, a w rzeczywistości zawieszali działalność łowców na jakiś czas. Stąd w niektórych latach wzrastała liczba morderstw dokonanych przez istoty paranormalne- wampiry, likantropy czy nadludzkie mutanty będące eksperymentami ówczesnych ludzi. Rzecz jasna wiedzieli to tylko osoby wtajemniczone. Ludziom tłumaczyło się to epidemią lub atakiem dzikiego zwierzęcia.
- Witaj w połowie XVII wieku. Legendarny przywódca łowców- Felix von Jungingstern. Z pochodzenia był Niemcem. Przeniósł się do Anglii za prośbę poprzedniego wodza klanu, który zrezygnował i powierzył mu władzę....- Dalej nie słuchałam jego historii. Gapiłam się na największy portret na ścianie i patrzyłam na twarz legendy z wyrazem szoku na twarzy. W środku aż wrzałam, z wściekłości mogłabym wyrwać obraz wraz ze ścianą i wyrzucić na drugi brzeg Tamizy. Starzec przerwał opowieść zaniepokojony moim stanem.
- Aurelio, wszystko w porządku?- patrzył zlękniony wyglądem moich oczu- źrenice pulsowały rozszerzając się i zwężając. Chwilę później moje tęczówki zmieniły barwę na smolistą czerń. Kły wysunęły się ze świstem.
- Nigdy nie zapominam twarzy.- powiedziałam starając się kontrolować nad głosem. Dmitrij patrzył się na mnie zdezorientowany, unosząc krzaczaste brwi.
- To on zmienił mnie w wampira.


buziaki, M.