sobota, 30 lipca 2011

Rozdział 23.

- Witaj Williamie. Jak miło, że przyszedłeś mnie odwiedzić, po tym jak mnie tu wsadziłeś. To takie słodkie, doceniam to.- powiedziałam najmilszym głosem na jaki było mnie stać, kiedy blondyn wszedł do celi. Usiadł na krześle naprzeciw mnie i patrzył. Tylko na mnie patrzył tymi swoimi zielonymi oczyma, które już nie wywoływały na mnie tak silnego wpływu.
- Mam cię przesłuchać, ale... Nigdy tego nie robiłem, więc...
- Ach, dobrze!- przerwałam mu podnosząc gwałtownie głowę i rzucając mu mordercze spojrzenie.- Powiem ci jak to wszystko wygląda, żebyś mógł zacząć mnie p r z e s ł u c h i w a ć. A więc, najpierw bierze się ten srebrny łańcuch, o ten leżący w rogu- kiwnęłam głową- i okłada się mnie nim gdzie popadnie, byle nacięcia były porządne i srebro wnikało głęboko. Następnie przechodzimy do podpalania. Tak, oboje wiemy, że nie działa, jednak satysfakcja z mojego bólu pozostaje. Do palenia służy tamten miotacz, obok łańcucha. Wspaniale, przyszedł czas na rozżarzony srebrny pręt, który wkłada się do gardła, tak dla zabawy można też przykładać go do różnych części ciała, lub po wystygnięciu przekłuwać na wylot. Następny krok, to płynne srebro i ultrafiolet, które aplikuje się doustnie. Cudownie, przyszedł czas na moją ulubioną część, a mianowicie drewniane drzazgi i nakłuwanie, przekłuwanie, szarpanie, bicie, rozoranie drewnianymi kołkami! Prawda, że fantastyczna zabawa? Ubaw po pachy, ach zapomniałam...
- Przestań.
- Ale muszę ci wyjaśnić zasady przesłuchania. Jesteśmy zaledwie na początku, daj mi dokończyć.
- Przestań!- krzyknął Will- Dobrze wiesz, że nie będę cie torturował. Ja nie jestem w stanie...
- To zabawne patrzeć jak zżerają cię wyrzuty sumienia. Myślałam, że go nie masz.
- Muszę to wiedzieć...- William zanurzył obie dłonie w gęste blond włosy- Czy wiesz gdzie się ukrywa, co robi i co zamierza Felix von Jungingstern?
- Nie, nie i nie. Byłam zajęta jedynie ucieczką, guzik mnie obchodzą jego plany. Nie chcę go więcej spotkać. Ale już za późno. Zapewne o mnie wie, czuję jego furię, poprzez mrowienie blizny. Czy to wystarczy?
- Musi.
- Teraz moja kolej.
- Na co?
- Na zadawanie pytań.- zdmuchnęłam zakrwawione włosy z twarzy. Ciężko było mi na niego patrzeć i zachować zimną krew. Łowca spojrzał na mnie niechętnie, ale wyprostował się w krześle i czekał na grad pytań. W istocie miałam tylko jedno, które cisnęło mi się na usta już przy aresztowaniu.
- Dlaczego udawałeś, że jesteś po mojej stronie, dlaczego od razu tego nie zrobiłeś?
- Mistrz chciał informacji. Morderstwa nasiliły się w ostatnim czasie, więc kiedy wyszło na jaw, że jesteś związana z hrabią nie tylko jak ze stwórcą, nie miałem wyboru.
- Miałeś. Tylko się boisz stąpać po cienkiej linie, nie mogąc nikogo złapać za rękę.
- Odpowiedziałem, teraz ja chcę odpowiedzi. Czy będzie próbował cię odnaleźć, skoro już wie gdzie jesteś?- Will zacisnął zęby.
- Jestem tego pewna.
- To musimy znaleźć go pierwsi.
- My? Czy do ciebie nie dociera, że nie ma i nigdy tak naprawdę nie było nas? Sam to potwierdziłeś.
- Twoja blizna działa jak GPS, doprowadzi nas prosto do niego. Lepsze to niż gnicie w lochu i łykanie srebra. Okazja do zemsty cię nie skusi?
- A mam coś w ogóle do powiedzenia? Tak czy siak weźmiecie mnie ze sobą, bo jestem waszą ostatnią deską ratunku.
- Nie schlebiaj sobie, istnieje zapewne mnóstwo osób, które mogą nas zaprowadzić.
- Jestem jedyną osobą, którą Felix zmienił w wampira.
- Tylko nie popadaj w samozachwyt- dodał żartobliwie łowca, wstając z krzesła.
- Zachwyt? To raczej klątwa z którą zmagam się dzień w dzień przez czterysta lat. Ty czytałeś o historii, a ja ją przeżyłam, przetrząsając góry i morza, byleby od niego uciec.- nabrałam sporą dawkę tlenu w płuca- Pomogę wam, ale pod jednym warunkiem.
- Jaki jest twój warunek?- zacisnął pięści i usta w wąską kreskę.
Pochyliłam się w jego stronę, patrząc w jego oczy z nieskrywaną, płonącą wściekłością.
- Będę osobą, która wyrwie mu serce z piersi i przebije je kołkiem.
Z resztą, z nim chciałam postąpić tak samo.

___________
czas na mały bonus i niespodziankę dla was, kochani. ;D
___________


Rozdział 24.



Są ludzie i stworzenia nadprzyrodzone. Oba gatunki można podzielić na potwory i tych normalnych. Zawsze myślałam, że należę do normalnych. Ukrywałam swoją prawdziwą twarz, próbując być tym, kim tak naprawdę nie byłam- człowiekiem. Choć już się nim nie stanę, nigdy nie przestałam próbować. Z drugiej strony wiedziałam że, człowiek, którym byłam umarł wraz z moją duszą w 1634. Tak naprawdę w każdym z nas jest jest jakaś część potwora. Czasami mam wrażenie, że to ta właśnie część mnie przeważa resztkę człowieczeństwa, jakie we mnie zostało. Nieraz przysłania ją całkowicie dając w zamian żądzę mordu i łaknienie krwi. Wtedy mam wrażenie, że potwór drzemiący we mnie, wyszedł w końcu na powierzchnię i już nigdy nie będzie chciał się ukrywać. A może ja po prostu jestem potworem?
Moje rozmyślania przerwał Christopher w drugim końcu celi. Dławił się i dusił wypluwając drewniane drzazgi. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach.
- Gotowy?- kiwnął w odpowiedzi głową, a ja się zamachnęłam i uderzyłam w jego kark z całej siły, ułatwiając mu wykrztuszenie drewna.
- Być może resztę rozpuści jad, ale jeśli nie, będziesz musiał się udać do któregoś laboratorium z Domu Księżyca. Pomogą usunąć to świństwo.
- Słyszałem, że cię wypuszczają i będziesz szukała swojego mężusia. Oby to on, nie znalazł cię pierwszy.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Czy ty coś wiesz, mój stary przyjacielu?- uniosłam brew, przyglądając mu się badawczo.
- Igracie z ogniem, którego nie da się ugasić zwykłą wodą. Trzeba czegoś więcej.
- Czyli nie możemy wybierać oczywistych metod zabijania? To co zwykły kołek nie wystarczy?
- Jasne że nie! Ten facet pamięta początek imperium rzymskiego, może i więcej. Myślisz, że nie uodpornił się na takie rzeczy jak srebro i drewno?- prychnął lekceważąco- Myślę, że trzeba czegoś więcej.
- Dzięki Chris, zawsze umiałeś podnieść mnie na duchu.
- Do twoich usług, skarbie.
- Wiesz, że to przez ciebie nas aresztowali, kretynie? Od zawsze jesteś świadomy, że używam swojego starego nazwiska. Presscot. P-r-e-s-s-c-o-t!- machałam w powietrzu palcem formując litery.
- Taaa...- uśmiechnął się do siebie wampir- Zabawnie było patrzeć na ich miny, co? Wyglądali tak samo jak ksiądz, któremu ktoś naszczał do wody święconej.
- Chyba nie chcesz wiedzieć, jaką minę mam teraz- dobiegł głos zza krat. William stał z dwiema łowczyniami po bokach
- Zapewne jak srający kot z zaparciem. Chociaż to u ciebie normalka, łowco.- parsknął Chris. Myśliwy nawet nie mrugnął.
- Pospiesz się Aurelio, nie mamy dużo czasu. Jeżeli mistrz się dowie, mielibyśmy niemałe kłopoty.
Wstałam i poklepałam po ramieniu Christophera mrugając do niego porozumiewawczo. Otrzepałam ubranie i dopiero zorientowałam się, że jestem ubrana w czarny kombinezon. Gdzie moja suknia? Zaczęłam rozglądać się poddenerwowana.
- Mam twoją sukienkę- pomachała mi Emma niedużą paczką.
- A moje rzeczy?
- Wyślę ci na adres, który mi podasz, a potem was dogonię.
Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z celi. Wyszeptałam Emmie adres, który skwitowała uniesieniem brwi. Już po chwili patrzyliśmy, jak jej sylwetka znika w ciemnościach korytarza. Spojrzałam na drugą łowczynię, która gapiła się na mnie krzywym wzrokiem. William pociągnął mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez labirynt podziemnych tuneli. Biegliśmy, aż do jednego miejsca. Ślepa uliczka. Łowca podszedł do ściany i szybko przesuwał dłońmi po gładkiej powierzchni. Nie wiadomo jak, ale udało mu się. Mały, okrągły otwór tuż przy suficie pojawił się zalewając nas okropnym zapachem stęchlizny.
- Kate, ty pierwsza- rzucił do łowczyni o krótkich, brązowych włosach. Skoczyła z gracją baletnicy i zniknęła w czarnej jamie. Nie czekając na pozwolenie skoczyłam do kanału i zrobiłam miejsce dla Willa. Przesunął ręką po krawędziach otworu, a one za jego ruchem sklepiły się pogrążając nas w ciemności. Do moich wrażliwych uszu doszły szybkie i ciężkie kroki.
- William.- szepnęłam- Wiedzą. Gonią nas.
- To ruchy, ruchy!- powiedział i zaczął nas pchać. Tyle że podążanie na czworaka wcale nie ułatwiało szybkiego opuszczenia tej nory.
- W prawo- szepnął łowca. Dostrzegłam za nami słaby błysk latarek i od razu przyspieszyłam. Zaraz potem, doszło nas przeraźliwe warczenie, które odbiło się od wąskich ścian.
- Cholera- zaklął Will i popchał nas do przodu- Wypuścili psy.
Kate wrzasnęła, kiedy niespodziewanie chmara psów wyskoczyła z przodu. Rzucały się na nas kłapiąc szczękami i obryzgując nas zieloną śliną. Nie miały oczu, ani uszu. Jedynie olbrzymie nosy. Ich sylwetki były wychudzone, wyglądały jak sama skóra nie pokryta żadną sierścią, zaraz spod niej wystawały wszystkie kości. Chwyciłam jednego i skręciłam mu kark, a zaraz potem rozległy się zgrzyty stali. Już było po wszystkim, kiedy Will w ostatniego zatopił swój nóż i po tunelu rozniósł się pisk zwierzęcia. Oddychaliśmy głęboko siedząc wśród zmasakrowanych ciał Tropicieli. Krew sięgała nam za kostki i powoli spływała w głąb korytarza. Trzymałam swój instynkt na krótkiej smyczy. Łowca wyjął zza paska Kate sztylet i zanurzył go w piersi mężczyzny, który poszedł tropem psów. 
- Musimy się stąd wydostać, za nim dotrze do nich co się stało. No już!- warknął William. Wbiłam zęby w szyję poległego łowcy, żeby wyglądało to tak, jakby zabił go wampir. Blondyn spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.
Bez marudzenia ruszyliśmy przed siebie rozbryzgując krew na wszystkie strony.
- Will, to chyba tutaj- powiedziała zasapana Kate. Rozejrzała się w ciemności i przejechała palcami po ścianie, zostawiając smukłe linie z czerwonej cieczy. Chwilę później zalał nas blask księżyca, a my wyszliśmy na powierzchnię oddychając chłodnym, nocnym powietrzem.


_______________________


specjalna dedykacja dla osób, które nieustannie pchają mnie do przodu.
honia i wiki- dziękuję wam. niesamowicie mnie wkurzacie i czasami mam ochotę was zamordować gołymi rękoma, ale to dzięki wam nie zaprzestałam na dziesiątym rozdziale. ;p


mam nadzieję, że jesteście, że tak powiem- nasyceni na jakiś czas. ;)
piszcie do mnie ! ;*
madzianna.


ps. kto chce, mogę podać numer gg i na bieżąco informować o nowych rozdziałach. :)
NN na mojaduszanatalerzu.blogspot.com

poniedziałek, 25 lipca 2011

Rozdział 22.

- Nie wiem!- krzyknęłam po raz setny przez łzy. Byłam przywiązana srebrnymi łańcuchami do podłogi, która zawierała spore ilości tej przeklętej trucizny. Moje kończyny nie przypominały ludzkich- byłe lepkie od resztek krwi i spalone do samej kości. Wokół łańcuchów gromadziło się srebro i zwęglona skóra. Miałam wrażenie, że metal wycieka przez każdy pór mojej skóry. Moje ciało było niemal całe w pęcherzach i głębokich nacięciach, a przez każdy nerw przepływał pulsujący ból. Koścista kobieta siedząca do tej pory w rogu pokoju i przyglądająca się jak kilku ludzi mnie torturowało, poruszyła się. Podeszła do mnie i wymierzyła mi kilka policzków.
- Gadaj gdzie on jest, pijawko!
Wzięłam kilka płytkich wdechów i szepnęłam coś bardzo cicho, niesłyszalnego dla ludzkiego ucha.
- Co?- warknęła zniecierpliwiona łowczyni.
- Bliżej.- wycharczałam, wypluwając płynną substancję, zmieszaną z krwią. Kobieta nachyliła się przystawiając swoje ucho pod moje usta. Bardzo nierozważne, głupie i naiwne. Mimo swojego wyglądu, musiała być nowa. Nie miała zielonego pojęcia, jak ma postępować podczas przesłuchań. Najpierw mnie katują i spuszczają ze mnie krew zastępując ją trucizną, a teraz jedna z nich, nachyla się do mnie na tyle blisko, że słyszę szum płynu w jej żyłach. Oblizałam suche wargi. Nawet nie zauważyłam, kiedy wysunęły mi się kły. Wszystko potoczyło się równie szybko. Chyba nie do końca byłam sobą. W mgnieniu oka wtopiłam zęby w jej tętnice szyjną, uwalniając z jej gardła rozdzierający wrzask. Cóż to była za ulga! Krew spływała mi po brodzie i ramionach. Czułam, jak wszystkie moje rany zaczynają się powoli i boleśnie goić. Kilku mężczyzn wyrwało miotającą się kobietę z objęć mojej szczęki. Spojrzała na mnie półprzytomna i przerażona.
- Jest w piekle. Tam gdzie jego miejsce- przesunęłam językiem po wardze- Twoje też.
                                                                                                ***
- Ty ją będziesz przesłuchiwać.- powiedział stanowczym tonem Czerwakov.
- Mistrzu z całym szacunkiem, ale wykonałem już swoją pieprzoną część zadania.- mruknął blondyn o zielonych oczach, który leżał rozwalony na łóżku w swoim pokoju. Miał na sobie jedynie szerokie spodnie od dresów, a jego włosy przypominały gniazdo. Noc nie była dla niego łaskawa, a sen za każdym razem przeradzał się w koszmar, po którym lądował w toalecie targany bolesnymi skurczami, zlany zimnym potem.
- To nie była prośba. Zaufała ci raz. Zaufa i drugi.
- Chyba nie zna pan kobiet. W porównaniu z tym, co ona chce teraz ze mną zrobić, wbicie mi noża między oczy mógłbym z pewnością nazwać miłym.
- W takim razie życzę ci szczęścia, Williamie, przyda ci się.- odparł oficjalnym tonem staruszek i podszedł do drzwi.- Ubieraj się i biegiem do piwnicy. Czekają na ciebie.- zamknął drzwi zostawiając nastolatka samego, który zaraz po jego wyjściu wykrzykiwał wiązanki przekleństw w różnych językach i rzucił szufladą o ścinę, zostawiając w niej głęboką rysę. Starał się głęboko oddychać, ale powietrze za każdym razem nie znajdywało drogi do płuc.
- Boże, litości- jęknęła Emma stając w drzwiach. Za nią pojawiły się głowy innych dziewczyn, które zrobiły się całe czerwone na policzkach, a z ich ust wyrwało się głębokie westchnienie.
- Wynocha- warknął łowca odwracając się plecami do drzwi. Em zacisnęła wargi i ponagliła koleżanki.
- No już dziewczyny, nie ma co tu oglądać.- zatrzasnęła drzwi i uciszyła chichoczące łowczynie. Na miłość, boską to było niesamowicie płytkie. Ubrał się w to, co mu wpadło w ręce, kiedy do pokoju ktoś wszedł. Will bez zastanowienia odwrócił się i rzucił sztyletem, który trafił we framugę drzwi kilka centymetrów od twarzy niedoszłej ofiary. Ozdobna klinga zalśniła jasnym blaskiem.
- Oszalałeś?!- wrzasnął chudzielec z okularami na nosie.
- Tak sobie pomyślałem, że porzucam nożami w każdego kto wejdzie do mojego pokoju bez pukania. Widzisz, trochę mi się nudzi.
- Postradał zmysły.- szepnął do siebie chłopak i w pośpiechu uciekł z pokoju. Leniwym krokiem, Will podszedł do drzwi i wyjął ostrze. Wsadził za pasek spodni i skierował się do piwnicy, gdzie od ścian odbijał się jęk starej łowczyni i zatroskany głos mistrza.
- Jestem- William stanął obok dwóch wielkich goryli. Spojrzał na osobę, leżącą na podłodze. Trzymała dłoń przy szyi, a spomiędzy jej długich, kościstych palców kapała krew.
- Zaatakowała mnie!- syczała kobieta- Ta cholerna małolata się na mnie rzuciła!
- Nie nazywaj mnie małolatą, skoro jestem o ponad trzysta lat starsza od ciebie.- dobiegł ich melodyjny głos zza ściany.- Przepraszam, byłam głodna, a ty bardzo niemiła.- dodałam po chwili ciszy, jaka zapadła na korytarzu.
Mistrz potarł sobie skronie.
- Zawieźcie ją do skrzydła szpitalnego. Niech ją opatrzą.- postanowił zmęczonym głosem- A ty, młody łowco, idź tam i czyń co uważasz za słuszne.
- Ucieczka nie wchodzi w grę, co?
Starzec puścił to mimo uszu i odszedł za mężczyznami niosącymi na rękach krwawiącą damę.
____________________________________________________________________________________________

teraz będzie najciekawsze. :>
ale błagam, wykażcie się cierpliwością! dodam nn w następnym tygodniu, bo nie ma mnie w domu.
buziaki.

m a d z i a n n a.

środa, 20 lipca 2011

Rozdział 21.

- Powtórz!- wrzasnął Will dopadając wampira w dwóch susach. Chwycił jego biały kołnierz i wlepił w niego swoje kipiące furią spojrzenie. Umięśniony i wysoki mężczyzna jedynie się uśmiechnął kpiarsko ukazując imponujące kły.
- Von.  Jun-ging-stern.- przeliterował bardzo powoli i głośno, w irytujący sposób przeciągając samogłoski. Tańczące pary zatrzymały się gwałtownie a muzyka ucichła. Mogłam usłyszeć skwierczenie palonych ziół. Gdzieniegdzie dało się wychwycić szepty łowców.
- Christopher, proszę...- szepnęłam.
- Och, to oni nie wiedzą?- uniósł brew.
- Aurelia?- odezwał się Will, podchodząc do mnie. Wyglądał tak, jakby chciał zabić mnie i wszystkich dookoła. A na końcu wykończyć samego siebie.- Aurelia, o czym on pieprzy, do cholery? Dlaczego nazwał cię Jego nazwiskiem? Czy ty masz z nim coś wspólnego?- dokończył szeptem, świadomy sporej liczby gapiów.
- O, dużo rzeczy mięli wspólnych.- zaśmiał się złośliwie Chris- Między innymi łoże małżeńskie.- rzucił mi wredne spojrzenie.
William pobladł, a jego oczy zgasły. Zacisnął pięści i wbił we mnie swoje martwe tęczówki.
- Małżeństwo? Jesteś żoną von Jungingsterna?- zanim dokończył to zdanie, wokół rozległy się głosy i szepty o martwych łowcach. O tym, że za tymi wydarzeniami stoi hrabia- sama im to powiedziałam.
- Nie miałam wyboru! To było czterysta lat temu. Nie mogłam wtedy sama decydować, nie miałam prawa, musisz zrozumieć...
- Nie rozumiem.
- Wyjaśnię ci, daj mi tylko trochę czasu. Potrzebuję czasu.
- Zapas mojego czasu się wyczerpał- stwierdził Will z goryczą. Spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem, ale nawet nie mrugnął. Co miałam mu wyjaśnić? ,,Nie mogłam Ci powiedzieć, że jestem mężatką, bo mój mąż-psychopata-wampir od stuleci gania mnie po całym świcie i kiedy w końcu udało mi się odsapnąć i zatrzymać, to plotki wyślizgną się i znowu znajdzie mnie, a przy okazji zdemoluje całe sanktuarium łowców i zabije was wszystkich, ot tak dla sportu?”
- Wybacz, chciałem zrobić to wcześniej, na osobności bez zbędnego widowiska, ale nie mam wyjścia. Zwłaszcza, że sprawy przyjęły taki, a nie inny obrót.
- Co masz na myśli?- spojrzałam na niego uważnie.
- Aresztować ją. I drugiego wampira też.
                                                         ***
Moja głowa była ciężka, a ciało wydawało się sztywne. Otworzyłam oczy, ale widziałam jedynie migające czarne plamki. Jęknęłam i podniosłam się z twardej powierzchni. Rozmasowałam pulsującą bólem głowę i oblizałam suche usta.
Gdzie ja jestem?- mruknęłam do czarnej, niewyraźnej postaci skulonej w drugim kącie.
- W pieprzonej celi.- zachrypiał Chris.- Spuścili z nas krew i nafaszerowali srebrem. Nie zdziw się, kiedy za każdym ruchem będzie cię coś bolało jak diabli.
Spojrzałam w dół,  na nadgarstki. Rzeczywiście, było jeszcze widać podłużne ślady nacięć. Na łokciach i szyi to samo. Poruszyłam palcami i niemal w tej samej chwili moje ciało spiorunował tępy ból. Ale nic nie bolało tak jak serce, które tego wieczora rozpadło się na miliony kawałeczków. Sapnęłam cicho, opierając się o ścianę, moim ciałem wstrząsnęły drgawki i po chwili zwymiotowałam bardzo gęstą, lśniącą i srebrną cieczą. Zakaszlałam zgięta w pół.
- Twój organizm będzie się teraz pozbywał tego paskudztwa. Nie jest to przyjemne, ale poczujesz się lepiej.
Spojrzałam na Christophera. Wokół niego była olbrzymia kałuża srebrzystej cieczy. Po kilku zwrotach doszłam niemal do siebie, jednak uczucie, jakbym była sztywna i ciężka zostało. Podczołgałam się do krat i chwyciłam pręt w dłoń, czego zaraz pożałowałam. Wrzasnęłam z bólu i zabrałam rękę. Skóra pociągnęła się jak guma balonowa, stopiona srebrem. Pojawiły się okropne czerwone pęcherze. Zacisnęłam zęby i pozwoliłam, żeby ręka się goiła, tyle że bez wystarczającej ilości krwi w organizmie, graniczyło to z cudem.
- Mogłem cię ostrzec.- doszedł do mnie głos wampira.- Sufit też jest ze srebra.
Westchnęliśmy oboje, po czym zapadła grobowa cisza.
- Pamiętasz...- zaczął mężczyzna- Jak się poznaliśmy- byliśmy jeszcze młodzi, może kilka lat po przemianie. Napadaliśmy na wszystkie małe wioski i zabijaliśmy wszystkich dla krwi. Nie zwracaliśmy uwagi na wiek, albo płeć. Czasami nawet zwierzęta padały ofiarą naszych humorów.- zaśmiał się ponuro- Ulice wiosek i miasteczek spływały krwią- dodał rozmarzonym głosem, a mnie ścisnęło w brzuchu na myśl o piciu krwi- Teraz tłumaczą to jakimiś durnymi epidemiami, takimi jak dżuma chociażby. Czarne ślady na skórze, to tylko siniaki po zbyt długim ssaniu. A tyle się przecież mówi o tym, żeby nie bawić się jedzeniem.- pokręcił głową.
- Na wspomnienia ci się zebrało?- warknęłam.
- Nie mów, że nie tęskno ci do tych czasów, Aurel?
- Zabawnie było dzielić swój grzech na pół.- uśmiechnęłam się w ciemności, choć wyszedł z tego bardziej grymas, nie uśmiech. Doszły nas czyjeś kroki na korytarzu. 
- Nigdy nie należałem do tych świętych.
                                                             ***
- Aresztowałeś Aurelię?! Odbiło ci?!- wrzasnęła Emma okładając pięściami blondyna- Jak mogłeś jej to zrobić? Wiesz jak ona teraz się musi czuć?!
- Daj mi święty spokój Em. Tak musiało być. Było od początku wszystko ustawione.
- Ale...
- Ale co?
- Ty ją kochasz.
- Nie. Ktoś musiał zdobyć jej zaufanie. I to właśnie zadanie dostałem.- szepnął po krótkiej chwili.
- Czyli to wszystko było na pokaz?
- Mniej więcej.
- Jesteś idiotą. Kompletnym kretynem, Williamie.
- Co proszę?- obruszył się chłopak, wiercąc się w fotelu. Spojrzał na Emmę, przygaszonym wzrokiem.
- Idziesz ślepo za Mistrzem, zamiast wybrać swoją drogę. W głębi serca wiesz, że postąpiłeś źle i znając życie zaczniesz się za to karać, choć nie musisz. Wciąż możesz to naprawić.
- Emmo. Wiem co robię.
- Nie, nie wiesz. Właśnie zamknąłeś w lochu jedyną dziewczynę, która cię lubi bez względu na twoje nazwisko, wysokie miejsce wśród łowców i mimo twojego charakteru. Uważasz, że to mądre?- odpowiedziała jej głucha cisza.
- To zbyt skomplikowane.- burknął Will.- Hej, czy ty próbujesz mnie obrazić?- spróbował z innej beczki.
- Ufam jej.
- Twój błąd- zaufałaś podstępnej blond wampirzyce, która pija krew z butelki. To nawet nie zabrzmiało dobrze.
- Powiedział blondyn polujący na wróżki, wampiry i potwory z kanałów ściekowych, a zachowuje się jak mały szczeniaczek podążający za swoim guru.- docięła mu łowczyni posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.
- Zamknij się.
- Pasowaliście do siebie. Myślałam, że amor tak trafnie wybrał i cel i łuk...
- Zamknij się, do cholery! Amor najwyraźniej chybił!- przerwał jej Will, wstając z fotela. Jego oczy wydały się świecić w ciemnościach zieloną poświatą. Emma skuliła się w miękkiej sofie.
- Też to czujesz, prawda? Widzę po oczach.
- Tak. Aurelia nie jest naszym największym zmartwieniem.
- Naszej mocy jakby przybyło. Mamy jej więcej niż dotychczas. Wszystko odczuwam jakby... Intensywniej i aż nadto to przeżywam. Mam takie dziwne przeczucia...
- Taa, ja też. I nie zaliczyłbym owych przeczuć do tych dobrych...- mruknął Will i głęboko odetchnął, kiedy ciszę przerwał rozrywający wrzask, niosący się po wszystkich korytarzach. Oboje się wzdrygnęli. Blondyn opadł na fotel ukrywając twarz w dłoniach. Wrzask zawisł w powietrzu, a po jakiejś chwili dołączył do niego drugi. A potem kolejny i kolejny...
Emma sapnęła i ścisnęła ramię Williama.
- Przesłuchują ją, Will.- załkała.
- Wiem.- powiedział chłopak i ścisnął łowczynię zagryzając mocno zęby i zaciskając powieki, kiedy powietrze przedarł kolejny krzyk- głośniejszy niż pozostałe.


_______________________________


no i nadrobiłam i jestem z siebie dumna. :D
tak jak obiecałam- napisałam szybko i wstawiłam jak tylko skończyłam.
oby wam się podobało bo wyszło troszkę... dziwnie. ale mam pomysły na dalszą część więc będzie dość ciekawie przez dłuższy czas. :)
piszcie co myślicie, kochani.


uwielbiam was, madzinna.


xoxo

Rozdział 20.

Czułam, że moje palce zaginają się na podobieństwo szponów, a w płucach narasta charkot. Próbowałam to powstrzymać, ale instynkt to instynkt. Łowcy także znali to uczucie, kiedy mimowolnie wyjmowali ukrytą broń. Kły wysunęły mi się gwałtownie raniąc wargę, a zmysły wyostrzyły. Kiedy tylko uchyliłam powieki moje źrenice zaczęły skakać zmieniając się to w wąskie szpary, to zalewając całe oko czernią.
Dosyć!- wrzasnęła Emma smagając biczem przestrzeń między nami. Po korytarzach rozniosło się głuche echo.- Aurelia jest gościem mistrza. Jako gość, ma być traktowana z należnym jej szacunkiem. Przymknijmy oko na odwieczną tradycję i nie przejmujmy się jej obecnością.
- Należnym jej szacunkiem? Czy to są jakieś żarty, do diabła?!- krzyknął wysoki mężczyzna o jasnej karnacji i ciemnych włosach, związanych w kucyk. Wycelował miecz w moje gardło, co skomentowałam jedynie uniesioną brwią i sarkastycznym uśmieszkiem. W mgnieniu oka Will skrzyżował z jego mieczem swój. Posłał mu zabójcze spojrzenie. Jego oczy rozbłysły intensywną, jasną zielenią.
- Nie tkniesz jej.
- Niby dlaczego?- roześmiał się brunet.
- Bo jest ze mną.
Coś w oczach obcokrajowca mówiło mi, że się boi. Powoli schował miecz z wyrazem zażenowania na twarzy. Wszyscy niechętnie ruszyli do wielkiej sali, oglądając się za mną. Emma wycierała moją twarz z krwi. Warga, którą kły przekuły na wylot, zdążyła się już zregenerować. William wsadził miecz za pas i podszedł do drzwi. Rzucił nam wrogie spojrzenie.
- O co ci chodzi?- wybuchłam- Nie mogłam tego powstrzymać, dobrze wiesz. Zresztą i tak widzieli, że nie jestem jedną z was.
- I nigdy nie będziesz. Nie wiem po co za wszelką cenę próbują zrobić z ciebie człowieka. Łowcę.
- Warto próbować- wcięła się Em.
- Próbować?! Ona nie żyje!- machnął na mnie dłonią.
- Nie. Ja żyję. Ale skoro to taki problem to proszę bardzo. Znajdź drewniany kołek i mnie nim przebij. Albo wiesz co?- wskazałam na drzwi wielkiej sali- Oni zrobią to szybciej i bez mrugnięcia oka.- weszłam do środka i przecisnęłam się przez tłum tańczący w rytm dostojnej muzyki. Wszystko, by ich zgubić. To nie było jednak takie łatwe, skoro wszyscy odskakiwali ode mnie, jak od ognia. Uniosłam suknię i ruszyłam w stronę barku. Szerokie balowe suknie smagały moje kostki. Zmarszczyłam nos. Kadzidło. Palili mnóstwo kadzideł z drobinkami srebra. Całe szczęście to tylko śladowe ilości i jedynie piekły mnie oczy.
- Czystą.- mruknęłam do barmana.
Kiedy podał mi szklankę, wyjęłam z dekoltu fiolkę z krwią i dodałam do drinka. Lekko wymieszałam i wypiłam jednym duszkiem.
- Tu jesteś.- Will chwycił mnie za ramię.
- O nie. Jak mnie znalazłeś?- udałam zmartwioną, niemal zrozpaczoną.
- No proszę- podszedł do nas niski Lapończyk o małych, świńskich oczkach.- Widzę, Williamie, że znalazłeś nową zabawkę.- zlustrował mnie spojrzeniem- Znacznie bardziej ekstrawagancką, że tak powiem, od mojej.- pociągnął za ramię dziewczynę o delikatnie niebieskiej skórze i o długich blond włosach, które na końcówkach mieniły się srebrem i błękitem. Jej wielkie, całe czarne oczy zajmowały niemal całą twarz, a kobiece pełne usta były wyschnięte i spękane. Dostrzegłam za jej uchem skrzela. Z jej łokcia ciągnęła się rurka, która była wczepiana igłami w różne części ciała. Przewodami płynęła woda.
Will uniósł brew.
- Czy to syrena?- zapytałam jak głupia. Jasne, że syrena, a co niby? Krasnal?
- O tak.- mężczyzna przytknął końcówkę jej włosów pod nos i głęboko się zaciągnął.
- Więzisz ją? Dlaczego w ogóle traktujesz syrenę jako niewolnika, lub eksponat, Rocket? Wypuść ją.- powiedział zmęczonym głosem blondyn.
- A wampir jest fair?- jęknął Rocket.
- Nie jest moim więźniem.
- Akurat.
- Zamknij się i wypuść rybę. Długo na rurkach nie pociągnie.
- Ale...
- Nie zgłaszam tego. Powinieneś to docenić, ugryźć się w język i wiać ze swoją rybeńką, póki nikt z Mistrzów jej nie zauważył.- odwrócił się do mnie, kiedy tylko mężczyzna odszedł.
- Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się tak, jakbym chciała wyrżnąć całą salę gości. Nawet na początku taki nie byłeś- odpowiedział mi milczeniem i gapieniem w podłogę.
- Zatańcz ze mną.- zamruczał. Popatrzyłam na niego kręcąc głową. Po jego zachowaniu? Po tym jak patrzył się na mnie tak, jakby chciał mnie zakopać żywcem? Z wielkim trudem odwróciłam się żeby odejść, ale wpadłam na czyjeś plecy- szerokie, umięśnione i zimne jak  lód. Alkohol zamącił mi w głowie, dopiero po długiej chwili doszedł do mnie zapach zgnilizny i rozkładu. Rosły mężczyzna stał teraz ze mną twarzą w twarz. Wampir.
- Aurelia von Jungingstern? Nie spodziewałem się tu Ciebie.- zagrzmiał donośnym basem. Zamarłam na dźwięk jego głosu i spojrzałam na Williama, który gapił się na nas oczami wielkimi jak talerze.
- Co ty powiedziałeś? Aurelia co?


_______________________________________


wybaczcie długą przerwę, mam nadzieję, że się wam podobało. więcej już niedługo. :))


madzianna.