środa, 1 czerwca 2011

Rozdział 18.

Po wizycie Williama i Emmy, szybko uwinęłam się z bałaganem, dzięki któremu mój pokój wyglądał jak po wybuchu bomby atomowej. Co prawda, nie przywiązałam do tego zbyt dużej wagi- ubrania zwinęłam w kulkę i wepchnęłam do waliz, a kiedy zabrakło mi miejsca, pomagałam sobie nogami jak i całą masą ciała, ale przynajmniej pomieszczenie wyglądało tak jak dawniej.
Padłam na łóżko, zupełnie wyczerpana i zrezygnowana. Klamka zapadła- idę na cholerny bal łowców. Na nic się zdała nawet rozmowa z ich Wielkim Mistrzem. Westchnęłam i zsunęłam z siebie czarny jedwab, a na jego miejsce włożyłam delikatną, bawełnianą pidżamę. Dosyć tego. Najwyższy czas oderwać się od rzeczywistości i zasnąć chociaż na kilka godzin. Nie spałam już jakieś dwie doby, może więcej. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, ale resztkami silnej woli zgramoliłam się z łóżka i podeszłam do elektrycznego termometru, regulującego ciepło w apartamencie. Przekręciłam gałkę na absolutne minimum. Wampiry lubiły zimno. A właściwie lubiły w nim zasypiać. Niektórzy z nas nawet posiadali lodówki-łóżka, które upiornie przypominały trumny z legend. A wszystko po to, by zamaskować zapach rozkładu, który jest silniejszy wraz z wiekiem. Tylko my potrafiliśmy to wyczuć. Dla ludzi była to unikalna, przyjemna woń.
Wróciłam do łóżka, zrzucając na podłogę całą pościel i ułożyłam się w pozycji embrionalnej, zamykając oczy. Sen pochłonął mnie szybko, wciągając w swoją mroczną otchłań...
                                                                       ***
- Panienko Presscot, napije się panienka wina?- spytał uśmiechnięty mężczyzna w siwej peruce.
- Nie, dziękuję bardzo, Gotfrydzie. Może później- odwzajemniłam uśmiech i skinęłam głową, uważając, by ciężkie ozdoby na moich włosach pozostały na swoim miejscu. Siedziałam przy bogato zastawionym stole, nakrytym czerwono krwistym obrusem ze złotym haftem. Dookoła migotały świeczki ustawione w gigantycznych, złotych świecznikach. Byłam ubrana we francuską, wymyślną suknię z mnóstwem koronek i złoceń. Wyprostowałam się w krześle i spojrzałam na mężczyznę siedzącego przede mną. Ścisnęło mnie w dołku. Von Jungingstern. Nie bałam się go. Nie chciałam uciec. Dziwnie się z tym czułam, dopóki do mnie nie dotarło.
To nie był sen. Tylko wspomnienie, które wymazałam z pamięci, teraz uderzyło w mój umysł ze zdwojoną siłą, korzystając ze zmęczenia.
- Moja droga- błysnął zębami i skinął na służącego, który po kilku sekundach przyniósł jedzenie. Pieczona gęś ze śliwką. Rzadko jadało się coś tak wykwintnego, w dodatku w takich czasach. Włożyłam jeden, rozpływający się kęs do ust. W życiu czegoś takiego nie jadłam.
- Aurelio Presscot, zapewne już wiesz z jakiej okazji ta uczta- zamruczał hrabia, popijając gęstym, czerwonym trunkiem, który wzięłam za wino. Posłałam mu najbardziej czarujący uśmiech na jaki było mnie stać.
- Niestety, panie von Junginstern. Nie do końca mnie poinformowano.- wytarłam usta serwetą i sięgnęłam po kielich. Mężczyzna wzruszył ramionami odkładając szklaneczkę z napojem i sięgnął po pudełko, leżące naprzeciw jego pustego talerza. Wstał od stołu i podszedł do mnie, stając z tyłu.
- To już nie gra istotnej roli, skoro panienki ojciec już się zgodził, dając nam błogosławieństwo.- jego śnieżnobiałe zęby musnęły moje ucho. Wyjął ze szkatułki wisior z czerwonym jak krew kamieniem i zapiął mi go na szyi. Dotknęłam ciężkiej błyskotki i spojrzałam na niego oniemiała. Nie do końca rozumiałam do czego pił, dopóki nie ukląkł przede mną i włożył mi na palec pierścionka- równie ekstrawaganckiego i wielkiego, co klejnot znajdujący się na naszyjniku.
- Panno Aurelio Presscot, za zgodą twego ojca i matki i pod kierownictwem ręki Bożej, zostajesz moją przyszłą małżonką. 
- Wybałuszyłam oczy i oderwałam wzrok od czerwonych kamieni, spojrzałam na hrabię klęczącego przede mną. Jego osoba miała w sobie coś magnetycznego, pięknego, ale i drapieżnego, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Spuściłam wzrok i skinęłam głową. Nie miałam już nic do powiedzenia. Kobiety nie miały prawa głosu, a kiedy ojciec już je wydał za mąż- nie było słowa sprzeciwu. Nagle kamienie zaczęły mi okropnie ciążyć, a zanim się zorientowałam wpadałam prosto w wampirze kły Junginsterna. Kiedy mnie ukąsił poczułam się jak po porażeniu prądem. Z początku jest niewyobrażalny ból, a potem tylko lekkie mrowienie. A kiedy myślisz, że to koniec twojego cierpienia, ból przygniata cię całym swoim ciężarem i mocą. Wygięłam się w łuk i wrzeszczałam jak opętana, kiedy języki ognia zawładnęły moim ciałem. W ten sposób połączyłam się z hrabią już na zawsze. Na wszelkie możliwe sposoby, przywiązał się do mnie, po czym pociągnął na czarne dno ku zgubie naszych martwych dusz.
                                                                        ***
Zerwałam się z łóżka ciężko dysząc. Skierowałam się w stronę ukrytej lodówki, lecz na drżących nogach nie zaszłam za daleko. Runęłam z łoskotem na marmurową podłogę, a po moich policzkach spłynęły wampirze, krwawe łzy. To nadal było aktualne, choć nie dopuszczałam do tego mojej świadomości. Sięgnęłam po błękitny woreczek, leżący pod łóżkiem i wysypałam zawartość na otwartą dłoń. Rubiny zamigotały w świetle mknących wind. To prawda.

Boże, ja ciągle do niego należałam.

________________________________________________
no nareszcie, prawda? ;D
dobra, kilka słów wyjaśnień. jak wiecie, wampir ukąsił Aurelię w małym motelu w Londynie dawno, dawno temu. To był tylko sen, a to, że w nim nastąpiła przemiana jest nieistotne. chodziło głównie o to, że hrabia wpierw przez małżeństwo, a potem przez przemianę, przywiązał do siebie Aurelię na wieki- legalnie, przez zawarcie oficjalnie związku i ,,siłą ciemności" że tak powiem. 
Jakiekolwiek pytania piszcie w komentarzach. ;)) M.

Bal łowców już niebawem, więc szykujcie się.
Ale uwaga- po nim wszystko się zmieni. Nic już nie będzie takie same.
                                               Nie będzie odwrotu.

6 komentarzy:

  1. O rany. Świetny rozdział. Właśnie tak myślałam, że coś mi nie pasowało, a teraz wszytko jasne.
    Aurelia jest mężatką. Hmmm... już z niecierpliwością nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Jestem ciekawa czy Aurelia powie to Willowi. ;] I jeśli on się o tym dowie, to jak na to zareaguje?
    pozdrawiam, karo. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział ma w sobie coś niesamowitego, ale tak serio... i faktycznie ukazuje jak to kiedyś było, że decyzja ojca o małżeństwie równała się z wyrokiem.

    pozdrawiam

    Anakhi

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze...umiesz człowieka zdziwić :D
    Rozdział jest przecudowny, napisany wciągającym i pełnym napięcia stylem.
    A ten sen był...wow xD
    No i co teraz sie stanie?!
    Pisz szybko, bo ja tutaj wyjdę z siebie! ;)
    Pozdrawiam i czekam na błyskawiczne nn :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Na artificial-paradise.blog.onet.pl pojawił się rozdział 11 + dodatek z "wyjaśnieniami". ^^
    Zapraszam. ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! To ja, Wiki! W ogóle to ty moja kochana nic a nic do mnie nie piszesz, i twa siostra też! Załamuję się! Jak wiesz, czytałam ten rozdział wcześniej, ale się nie domyśliłam że ona jest mężatką! Głupie, co. Znaczy to ja jestem głupia. Piszcie do mnie czasem, bo tęsknie za wami. Może się spotkamy jeszcze przed wakacjami, bo chyba w weekend będę w Białej. Dobra, to nie mail!

    Fajny rozdział, Pa.

    OdpowiedzUsuń
  6. hej, u mnie nowy rozdział na sen-wiecznosci.blog.onet.pl

    pozdrawiam

    Anakhi

    OdpowiedzUsuń