niedziela, 21 sierpnia 2011

Rozdział 24.


Są ludzie i stworzenia nadprzyrodzone. Oba gatunki można podzielić na potwory i tych normalnych. Zawsze myślałam, że należę do normalnych. Ukrywałam swoją prawdziwą twarz, próbując być tym, kim tak naprawdę nie byłam- człowiekiem. Choć już się nim nie stanę, nigdy nie przestałam próbować. Z drugiej strony wiedziałam że, człowiek, którym byłam umarł wraz z moją duszą w 1634. Tak naprawdę w każdym z nas jest jest jakaś część potwora. Czasami mam wrażenie, że to ta właśnie część mnie przeważa resztkę człowieczeństwa, jakie we mnie zostało. Nieraz przysłania ją całkowicie dając w zamian żądzę mordu i łaknienie krwi. Wtedy mam wrażenie, że potwór drzemiący we mnie, wyszedł w końcu na powierzchnię i już nigdy nie będzie chciał się ukrywać. A może ja po prostu jestem potworem?


Moje rozmyślania przerwał Christopher w drugim końcu celi. Dławił się i dusił wypluwając drewniane drzazgi. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na plecach.
- Gotowy?- kiwnął w odpowiedzi głową, a ja się zamachnęłam i uderzyłam w jego kark z całej siły, ułatwiając mu wykrztuszenie drewna.
- Być może resztę rozpuści jad, ale wątpię. Będziesz musiał się udać do któregoś z laboratoriów z Domu Księżyca. Pomogą usunąć to świństwo.
- Słyszałem, że cię wypuszczają i będziesz szukała swojego mężusia. Oby to on, nie znalazł cię pierwszy.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Czy ty coś wiesz, mój stary przyjacielu?- uniosłam brew, przyglądając mu się badawczo.
- Igracie z ogniem, którego nie da się ugasić zwykłą wodą. Trzeba czegoś więcej.
- Czyli nie możemy wybierać oczywistych metod zabijania? To co zwykły kołek nie wystarczy?
- Jasne że nie! Ten facet pamięta początek imperium rzymskiego, może i więcej. Myślisz, że nie uodpornił się na takie rzeczy jak srebro i drewno?- prychnął lekceważąco- Myślę, że trzeba czegoś więcej. Nigdy nie próbowałaś go zabić?
- Dzięki Chris, zawsze umiałeś podnieść mnie na duchu- mruknęłam przypominając sobie te nieudolne próby.
- Do twoich usług, skarbie.
- Wiesz, że to przez ciebie nas aresztowali, kretynie? Od zawsze jesteś świadomy, że używam swojego starego nazwiska. Presscot. P-r-e-s-s-c-o-t!- machałam w powietrzu palcem formując litery.
- Taaa...- uśmiechnął się do siebie wampir- Zabawnie było patrzeć na ich miny, co? Wyglądali jak ksiądz, któremu ktoś naszczał do wody święconej.- wybuchł śmiechem, krztusząc się drewnianą igłą.
- Chyba nie chcesz wiedzieć, jaką minę mam teraz- dobiegł głos zza krat. William stał z dwiema łowczyniami po bokach.
- Zapewne jak srający kot z zatwardzeniem. Ale to twój normalny wyraz twarzy, czyż nie? Łowco? Czy się mylę?- zamruczał kuszącym basem, strosząc brwi. Ach, Chris. Gdybym miała serce zabiło by mocniej. Zapewne tak jak u łowczyń w tej chwili. Niewątpliwie to wyczuł.
- Pospiesz się Aurelio, nie mamy dużo czasu. Jeżeli mistrz się dowie, mielibyśmy niemałe kłopoty.- nie zwrócił uwagi na kąśliwe uwagi.
Wstałam i poklepałam po ramieniu Christophera mrugając do niego porozumiewawczo.
- Wrócisz po mnie. Jestem tego pewien. Ech... Nie dziwię ci się. Trudno mi się oprzeć.- błysnął zębami w ciemności. Kucnęłam obok niego, chwyciłam jego zakrwawioną twarz w dłonie i spojrzałam prosto w jego ciemne, magnetyczne oczy. Odwzajemniłam ten wredny, szelmowski uśmieszek i pocałowałam go w policzek. Musnęłam jednocześnie jego skórę językiem, zlizując odrobinę krwi. Uśmiechnął się jak zza naszych czasów.
- Nienawidzę cię.- lekko go szturchnęłam.
- Mmm... Cóż za gorące uczucie. Tylko cienka linia... dzieli je od... pożądania. Z czasem ta linia zanika. Widzisz ją, Aurel?- zamruczał mi do ucha, odgarniając moje włosy.
- Tak, ja też nie. Chyba nigdy nas nie dotyczyła, co?- kontynuował bezlitośnie, patrząc na gamę uczuć, które wykrzywiały twarz Williama. Tak, ja bawiłam się równie świetnie co on.- Zaskakująco łatwo przychodziło nam łączenie tak zbieżnych odczuć. Być może... Znowu spleciemy je razem.- uśmiechnął się, odnajdując moje spojrzenie. Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek.
 Otrzepałam ubranie i dopiero zorientowałam się, że jestem ubrana w czarny kombinezon. Gdzie moja suknia? Zaczęłam rozglądać się poddenerwowana.
- Mam twoją sukienkę- pomachała mi Emma niedużą paczką.
- A moje rzeczy?
- Wyślę ci na adres, który mi podasz, a potem was dogonię.
Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z celi. Wyszeptałam Emmie adres, który skwitowała uniesieniem brwi, a już po chwili patrzyliśmy, jak jej sylwetka znika w ciemnościach korytarza. Spojrzałam na drugą łowczynię, która patrzyła się na mnie krzywym wzrokiem. William pociągnął mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez labirynt podziemnych tuneli. Biegliśmy, aż do jednego miejsca. Ślepa uliczka! Łowca podszedł do ściany i szybko przesuwał dłońmi po gładkiej powierzchni. Nie wiadomo jak, ale udało mu się. Mały, okrągły otwór tuż przy suficie pojawił się zalewając nas okropnym zapachem stęchlizny.
- Kate, ty pierwsza- rzucił do łowczyni o krótkich, brązowych włosach. Skoczyła z gracją baletnicy i zniknęła w czarnej jamie. Nie czekając na pozwolenie skoczyłam do kanału i zrobiłam miejsce dla Willa. Przesunął ręką po krawędziach otworu, a one za jego ruchem sklepiły się pogrążając nas w ciemności. Do moich wrażliwych uszu doszły szybkie i ciężkie kroki.
- William.- szepnęłam- Wiedzą. Gonią nas.
- To ruchy, ruchy!- powiedział i zaczął nas pchać. Tyle że podążanie na czworaka wcale nie ułatwiało szybkiego opuszczenia tej nory.
- W prawo- szepnął łowca. Dostrzegłam za nami słaby błysk latarek i od razu przyspieszyłam. Zaraz potem, doszło nas przeraźliwe warczenie, które odbiło się od wąskich ścian.
- Cholera- zaklął Will i popchał nas do przodu- Wypuścili psy.
Kate wrzasnęła, kiedy niespodziewanie chmara psów wyskoczyła z przodu. Rzucały się na nas kłapiąc szczękami i obryzgując nas zieloną śliną. Nie miały oczu, ani uszu. Jedynie olbrzymie nosy. Ich sylwetki były wychudzone, wyglądały jak sama skóra nie pokryta żadną sierścią, zaraz spod niej wystawały wszystkie kości. Chwyciłam jednego i skręciłam mu kark, a zaraz potem rozległy się zgrzyty stali. Już było po wszystkim, kiedy Will w ostatniego zatopił swój nóż i po tunelu rozniósł się pisk zwierzęcia. Oddychaliśmy głęboko siedząc wśród zmasakrowanych ciał Tropicieli. Krew sięgała nam za kostki i powoli spływała w głąb korytarza. Trzymałam swój instynkt na krótkiej smyczy.
- Musimy się stąd wydostać, za nim dotrze do  nich co się stało. No już!- warknął William. Bez marudzenia ruszyliśmy przed siebie rozbryzgując krew na wszystkie strony.
- Will, to chyba tutaj- powiedziała zasapana Kate. Rozejrzała się w ciemności i przejechała palcami po ścianie, zostawiając smukłe linie z czerwonej cieczy. Chwilę później zalał nas blask księżyca, a my wyszliśmy na powierzchnię oddychając chłodnym, nocnym powietrzem.


Cała nasza trójka wyglądała jak siedem nieszczęść. Byliśmy poplamieni krwią, która już zasychała, zieloną mazią z pysków tropicieli, a wszędzie mieliśmy kurz i pleśń, bo kanał który wybrali łowcy był nieużywany od bardzo dawna.
- Musimy się umyć, zanim ktoś nas zobaczy. Jeszcze pomyślą, że Kuba Rozpruwacz wrócił.- powiedział William, który z obrzydzeniem na twarzy ściągał z włosów zielonkawy śluz.
- Co ty nie powiesz?- jęknęłam, kiedy coś, co próbowałam zdrapać z czoła, wpadło mi do oka.
Kilka kroków od nas zalśniła Tamiza w blasku księżyca, niczym srebrna wstążka usiana gwiazdami. Will podszedł do jej koryta i zerknął w dół.
- No to wskakujemy- westchnął. Poszłam za nim i podążyłam za jego wzrokiem. Kate została w tyle i klnąc, wyplątywała pajęczynę z ucha.
- Chyba żartujesz. Ta woda nie jest za czysta, jeśli tego nie zauważyłeś.
- To co chcesz zrobić, mądralo?- założył ręce na piersi.
Z kościoła dobiegły nas krzyki, a z okien dostrzegłam blade, białe światła. Przymknęłam oczy i wytężyłam słuch. Tłum łowców, a z nimi jeszcze więcej tropicieli. Ich kroki dudniły tak mocno, że czułam jak ziemia pod stopami drży.
- Słyszysz?
- Wiejemy- warknął.
- Nie! I tak nas znajdą po zapachu. Nie będziemy mogli przestać uciekać, bo nas znajdą. Ja mogę zneutralizować swój zapach- uśmiechnęłam się na jego pytające spojrzenie- Matka natura jest cudowna i tym razem też postanowiła ratować wampirom tyłki. Za to dla was nie była taka łaskawa. Pomogę wam-rzuciłam się do rzeki i zanurkowałam w gęstej, brudnej wodzie. Kiedy dotknęłam dna, zaczęłam zbierać muł, który tam się osadzał. Nazbierałam ile mogłam i wypłynęłam na powierzchnię. Wyszłam na brzeg i rzuciłam błotem w Williama i Kate.
- Wysmarujcie się tym. Śmierdzi tak okropnie że całkowicie zamaskuje wasz zapach i zniechęci psy.
Z wielką niechęcią zrobili, co im poleciłam. Drzwi kościoła zaczęły drżeć tak samo jak wejścia do kanałów widoczne na trawniku. Kiedy biegliśmy co tchu przez most, kilka z nich uchyliło się, a wkrótce pokazały się głowy łowców o świecących, groźnych oczach. Byli na polowaniu.
                                                                        ***
- Tutaj- szepnęłam zaciągając ich oboje do okropnej dziury.
- Boże, to cud, że ten dom wciąż stoi.- jęknęła Kate rozglądając się wokoło.
Podeszłam do drzwi i pchnęłam klamkę. Niestety odrobinę za mocno i moja dłoń wraz z klamką przeszła na wylot. Zagryzając wargi weszłam do pomieszczenia pachnącego starością i zgnilizną. Rozejrzałam się. Był to dom jakichś staruszków. Pełno było serwetek, porcelanek i czarno-białych zdjęć. A bujany fotel w rogu utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Łowczyni wyszła na przód i poczęła sprawdzać wszystkie drzwi w małym domku. W końcu na jej twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech.
- Jest łazienka. Zaraz wracam- powiedziała radosnym tonem i zatrzasnęła drzwi.
Usiadłam w fotelu na biegunach i zaczęłam się huśtać. Zawsze miałam do takich słabość. William usiadł na starej, wytartej pufie, wyjął miecz i zaczął go czyścić po krwawej jatce w tunelu. Chwilę później drzwi wejściowe zaskrzypiały, a my oboje  skoczyliśmy na równe nogi w pozycji bojowej. On uniósł miecz, a ja pokazałam kły, sycząc jak wściekła kocica. Zmokła, czarna postać wparowała do środka, ale zaraz się cofnęła do progu.
- Hej! Spokojnie to ja!- zrzuciła kaptur z twarzy i ukazała nam się śliczna twarz Emmy.
Odetchnęłam  ulgą i ponownie usiadłam w babcinym fotelu.
- Mój Boże, co wam się stało? Ale tu cuchnie...
- Stado tropicieli w tunelu.- wzruszył ramionami William. Em zdjęła mokry płaszcz i powiesiła go na oparciu sofy. Rzuciła paczkę Willowi a pozostałe dwie położyła na podłodze.
- Prowiant i broń. Wzięłam to co zostało. Reszta została przydzielona łowcom, którzy na nas polują.- rzuciła mi jeszcze jedną paczkę- Ciuchy.
- Wierz mi, nie tylko oni.- stęknęłam i poszłam do łazienki kiedy wyszła stamtąd Kate.
Ogólnie nie miałam nic przeciwko, że ona brała udział w tej całej misji, mimo że za mną nie przepadała. Ale zastanawiało mnie po co ją w to mieszać? Emma jej nie znosiła, bo wyłaniała się z grupy pustych laleczek z wielkim biustem i toną make upu na twarzy.
 Zamknęłam się w ciasnej łazience i ją obejrzałam. Mogło być gorzej. Zawsze mogło być gorzej, powtarzałam sobie kiedy zdejmowałam kombinezon i próbowałam nie patrzeć na ogromny, brązowy grzyb na suficie i w rogu wanny. Prysznic wydawał się czystszy, to też z niego skorzystałam. Niestety o gorącej wodzie można było pomarzyć. Cały brud schodził z wielkim trudem. Musiałam niemal całe ciało skrobać paznokciami. Za ścianą usłyszałam hałas i zgrzyt noży. Szybko zakręciłam wodę i wyszłam ślizgając się po podłodze. Wciągnęłam elastyczne czarne spodnie i równie dopasowany top na mokrą skórę. Chwaliłam Emmę za to, że nie zapomniała niczego- bielizna, skarpetki i długie buty do kolan. Ubrana w to wszystko, wybiegłam z łazienki, chlapiąc wszędzie mokrymi włosami.
- Co się...- i właśnie wtedy to zobaczyłam. Obie łowczynie stały po bokach Williama. Jedna z łukiem, druga z batem. Zaś ten pośrodku z olbrzymim mieczem w dłoni, przekłuwał na wylot żałośnie wyglądającego człowieka, przyciskając go do ściany i zostawiając na niej plamę rozmazanej, ciemnej krwi.
Podeszłam do ofiary łowców i pociągnęłam nosem. Wiedziałam już skąd przyszedł i kto go wysłał. Szarpnęłam za sztywny kołnierz opinający jego szyję. Materiał rozerwał się niemal do torsu. Naszym oczom ukazały się liczne siniaki i wbicia po kłach. Z westchnieniem podwinęłam jego rękaw, wykręcając jego rękę wewnętrzną stroną. Na nadgarstkach i zgięciach łokci to samo.
- Jesteś lodówką- parsknęłam śmiechem- Kto cię tu przysłał? Kto był tak mądry i wysłał swoją lodówkę na zwiady?
- To ciebie szukał, złotowłosa, złotooka...- wycharczał mężczyzna. Wzięłam jego twarz w dłonie i zagłębiłam paznokcie w jego policzkach.
- Gdzie on zmierza?- spojrzałam w jego szare, gasnące oczy.
Prosto na was- wyszeptał, z jego ust wypłynął strumyk krwi. Will szarpnął miecz, wyrywając go z jego piersi. Blady, łysy facet padł na podłogę twarzą do dołu.
- To co teraz?- wsadził miecz do pochwy, wiszącej u jego boku.
- Wiem, że przyszedł z północy. Czyli prawdopodobnie sprawdzili już mój dom. Nie będą tam więcej szukać. Najwyżej rozstawił swoich ludzi w okolicy. Co powiecie na małą podróż do najchłodniejszej części kraju?
- Brzmi zachęcająco.- prychnęła z pogardą Kate i zaczęła oglądać swoje długie paznokcie. Emma miała taką minę, jakby chciała owinąć jej bat wokół szyi i patrzeć jak pada w drgawkach na ziemię.
- Nie mamy za bardzo wyboru, co?- spytał William i się przeciągnął. Przeszukał szafę i wyciągnął z niej imponujący rozmiarami plecak. Spakował w niego prowiant i pozostałą broń.
- Niedługo świt. Jak myślisz, ile pociągnę na słońcu?- zaczęłam z sarkazmem.
Łowca westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Co da się zrobić?
- Przeczekać. Wieczorem możemy wyjść. Albo jak tylko będzie pochmurno, tylko potrzebuję krwi. Chodzenie za dnia jest okropne i strasznie wyczerpuje.- cofnęłam się przed pierwszymi promieniami słońca.
- Mam dla ciebie obrabować bank krwi?
- Przecież zrobisz dla niej wszystko.- parsknęła Emma.
- Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami, ignorując docinki Em- Możesz też przynieść mi barana, krowę, kurę lub człowieka. Osobiście wybrałabym to ostatnie, ale przy waszej obecności to będzie raczej niemożliwe. Strasznie mnie krępujecie.- uśmiechnęłam się złośliwie.-A tymczasem, schowam się w piwnicy, jeżeli nie macie nic przeciwko.- zsunęłam dywan i podniosłam zakurzoną klapę. Bez wahania wskoczyłam do środka, ale zaraz wyskoczyłam z wrzaskiem.
- Nigdy nie uwierzysz co tam jest, póki sam tego nie zobaczysz- przełknęłam ślinę. Istna masakra. Wszyscy razem nachyliliśmy się nad otworem, patrząc za światłem latarki Willa. W piwnicy rzędami leżały zmasakrowane ciała. Starców, dzieci, młodych. Poukładani jeden na drugim, zajmowali całe pomieszczenie. W oddali były jedynie kości. Emma szybko się odwróciła z odruchem wymiotnym, nie chcąc dłużej na to patrzeć.
- Co to jest, do cholery, śmietnik wampirów?!- warknął William zamykając klapę i wzbijając tuman kurzu.
Emma zasłaniała wszystkie okna grubym kartonem i firanką. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Nie tylko wampirów. Zapachy są tak różne...- wskazałam na klapę.- Tam jest wszystko. Eksperymenty czarowników i wiedźm, przekąski wampirów i ofiary wilkołaków. Nawet ciała, które zostały zmasakrowane przez mutanty, potwory.- zmarszczyłam nos. Odór ich okropnych, zdeformowanych cielsk przedzierał się przez szpary w podłodze. Jak ja mogłam tego nie wyczuć? Najwyraźniej byłam jeszcze zbyt słaba i osłabiona. Albo sztuczki, które zostały wykorzystane do ochrony tego miejsca doskonale spełniały swoją rolę.
- Czy to znaczy?...
- Tak, Williamie. Trafiliśmy na kryjówkę Czyścicieli i bardzo wątpię w to, że ucieszą się z naszej wizyty.

__________________________

Zapowiadam przerwę. :D Ja też chcę mieć wakacje! ;)
Informujcie mnie o nn w komentarzach. Kiedy już pozbieram się z piaszczystych, zalanych słońcem plaż włoskiego Adriatyku i wrócę do Polski, dodam kolejny rozdział. Obiecuję.

xxx, Madzianna.

PS. Wybaczcie, że w TAKIM momencie przerwałam. >D Ale mam przynajmniej pewność, że ponownie zawitacie do Aurelii. ;> Ach, i połączyłam tak jakby dwa rozdziały. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, bo troszkę dopisałam. ;)  A tym czasem...
                                                 
                                                            Ci vediamo tra due settimane!     
                                                       

3 komentarze:

  1. Ty szczęściaro...ja tutaj siedzę w zimnej Polsce i nawet na basen nie jadę, a ty nad Adriatykiem...Życzę pięknej opalenizny! ;)
    Co do rozdziału jak zwykle cudowny i teraz będę sobie grzecznie czekała na następny...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że opalona w końcu wrócisz. <3
    a rozdział jak świetny. pozostaje wierzyć w twoją obietnicę i czekać na następny. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. hoho, no to miłych wakacji życzę :-) A rozdział to cud, cud . Christopher mnie rozwalił po prostu:DD
    Pozdrawiam

    Anakhi :)

    OdpowiedzUsuń