poniedziałek, 25 lipca 2011

Rozdział 22.

- Nie wiem!- krzyknęłam po raz setny przez łzy. Byłam przywiązana srebrnymi łańcuchami do podłogi, która zawierała spore ilości tej przeklętej trucizny. Moje kończyny nie przypominały ludzkich- byłe lepkie od resztek krwi i spalone do samej kości. Wokół łańcuchów gromadziło się srebro i zwęglona skóra. Miałam wrażenie, że metal wycieka przez każdy pór mojej skóry. Moje ciało było niemal całe w pęcherzach i głębokich nacięciach, a przez każdy nerw przepływał pulsujący ból. Koścista kobieta siedząca do tej pory w rogu pokoju i przyglądająca się jak kilku ludzi mnie torturowało, poruszyła się. Podeszła do mnie i wymierzyła mi kilka policzków.
- Gadaj gdzie on jest, pijawko!
Wzięłam kilka płytkich wdechów i szepnęłam coś bardzo cicho, niesłyszalnego dla ludzkiego ucha.
- Co?- warknęła zniecierpliwiona łowczyni.
- Bliżej.- wycharczałam, wypluwając płynną substancję, zmieszaną z krwią. Kobieta nachyliła się przystawiając swoje ucho pod moje usta. Bardzo nierozważne, głupie i naiwne. Mimo swojego wyglądu, musiała być nowa. Nie miała zielonego pojęcia, jak ma postępować podczas przesłuchań. Najpierw mnie katują i spuszczają ze mnie krew zastępując ją trucizną, a teraz jedna z nich, nachyla się do mnie na tyle blisko, że słyszę szum płynu w jej żyłach. Oblizałam suche wargi. Nawet nie zauważyłam, kiedy wysunęły mi się kły. Wszystko potoczyło się równie szybko. Chyba nie do końca byłam sobą. W mgnieniu oka wtopiłam zęby w jej tętnice szyjną, uwalniając z jej gardła rozdzierający wrzask. Cóż to była za ulga! Krew spływała mi po brodzie i ramionach. Czułam, jak wszystkie moje rany zaczynają się powoli i boleśnie goić. Kilku mężczyzn wyrwało miotającą się kobietę z objęć mojej szczęki. Spojrzała na mnie półprzytomna i przerażona.
- Jest w piekle. Tam gdzie jego miejsce- przesunęłam językiem po wardze- Twoje też.
                                                                                                ***
- Ty ją będziesz przesłuchiwać.- powiedział stanowczym tonem Czerwakov.
- Mistrzu z całym szacunkiem, ale wykonałem już swoją pieprzoną część zadania.- mruknął blondyn o zielonych oczach, który leżał rozwalony na łóżku w swoim pokoju. Miał na sobie jedynie szerokie spodnie od dresów, a jego włosy przypominały gniazdo. Noc nie była dla niego łaskawa, a sen za każdym razem przeradzał się w koszmar, po którym lądował w toalecie targany bolesnymi skurczami, zlany zimnym potem.
- To nie była prośba. Zaufała ci raz. Zaufa i drugi.
- Chyba nie zna pan kobiet. W porównaniu z tym, co ona chce teraz ze mną zrobić, wbicie mi noża między oczy mógłbym z pewnością nazwać miłym.
- W takim razie życzę ci szczęścia, Williamie, przyda ci się.- odparł oficjalnym tonem staruszek i podszedł do drzwi.- Ubieraj się i biegiem do piwnicy. Czekają na ciebie.- zamknął drzwi zostawiając nastolatka samego, który zaraz po jego wyjściu wykrzykiwał wiązanki przekleństw w różnych językach i rzucił szufladą o ścinę, zostawiając w niej głęboką rysę. Starał się głęboko oddychać, ale powietrze za każdym razem nie znajdywało drogi do płuc.
- Boże, litości- jęknęła Emma stając w drzwiach. Za nią pojawiły się głowy innych dziewczyn, które zrobiły się całe czerwone na policzkach, a z ich ust wyrwało się głębokie westchnienie.
- Wynocha- warknął łowca odwracając się plecami do drzwi. Em zacisnęła wargi i ponagliła koleżanki.
- No już dziewczyny, nie ma co tu oglądać.- zatrzasnęła drzwi i uciszyła chichoczące łowczynie. Na miłość, boską to było niesamowicie płytkie. Ubrał się w to, co mu wpadło w ręce, kiedy do pokoju ktoś wszedł. Will bez zastanowienia odwrócił się i rzucił sztyletem, który trafił we framugę drzwi kilka centymetrów od twarzy niedoszłej ofiary. Ozdobna klinga zalśniła jasnym blaskiem.
- Oszalałeś?!- wrzasnął chudzielec z okularami na nosie.
- Tak sobie pomyślałem, że porzucam nożami w każdego kto wejdzie do mojego pokoju bez pukania. Widzisz, trochę mi się nudzi.
- Postradał zmysły.- szepnął do siebie chłopak i w pośpiechu uciekł z pokoju. Leniwym krokiem, Will podszedł do drzwi i wyjął ostrze. Wsadził za pasek spodni i skierował się do piwnicy, gdzie od ścian odbijał się jęk starej łowczyni i zatroskany głos mistrza.
- Jestem- William stanął obok dwóch wielkich goryli. Spojrzał na osobę, leżącą na podłodze. Trzymała dłoń przy szyi, a spomiędzy jej długich, kościstych palców kapała krew.
- Zaatakowała mnie!- syczała kobieta- Ta cholerna małolata się na mnie rzuciła!
- Nie nazywaj mnie małolatą, skoro jestem o ponad trzysta lat starsza od ciebie.- dobiegł ich melodyjny głos zza ściany.- Przepraszam, byłam głodna, a ty bardzo niemiła.- dodałam po chwili ciszy, jaka zapadła na korytarzu.
Mistrz potarł sobie skronie.
- Zawieźcie ją do skrzydła szpitalnego. Niech ją opatrzą.- postanowił zmęczonym głosem- A ty, młody łowco, idź tam i czyń co uważasz za słuszne.
- Ucieczka nie wchodzi w grę, co?
Starzec puścił to mimo uszu i odszedł za mężczyznami niosącymi na rękach krwawiącą damę.
____________________________________________________________________________________________

teraz będzie najciekawsze. :>
ale błagam, wykażcie się cierpliwością! dodam nn w następnym tygodniu, bo nie ma mnie w domu.
buziaki.

m a d z i a n n a.

2 komentarze:

  1. O Boże! Za tydzień?!
    Kobieto, ty mnie cały czas katujesz! I jeszcze napisałaś, ze teraz będzie najlepsze...!
    Ja tu zginę! Dodaj to szybko!
    Czeeeekam!

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam, czytam i naczytać się nie mogę . xd
    pisz dalej. ; *

    przy okazji zapraszam również na mojego bloggera. Jestem dopiero początkująca w opowiadaniach, ale mam nadzieję, że ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń