niedziela, 27 marca 2011

Rozdział 11.

Byłyśmy już w bazie łowców i zjeżdżałyśmy windą na sam dół do gabinetu Czerwakova. Patrzyłam na guziki, które zajmowały niemal całą ścianę.
- Dużo tu macie pięter.
- Hmm?- wyrwałam z myśli rozmarzoną Emmę- Ach, tak. Baza łowców jest cała pod ziemią, kościół to tylko przykrywka. Jest tu mnóstwo krętych tuneli, dlatego winda jeździ we wszystkie strony nie tylko w górę i dół.
Pokiwałam głową. Winda była ciasna i mała. Prawie siedziałyśmy na moich walizach, które zajmowały większą część podłogi. W końcu drzwi się otworzyły i walizki przewróciły się jak domino. Westchnęłam głośno i zaczęłam podnosić jedną za drugą. Kiedy podniosłam głowę, nade mną stał William trzymając kwiaty w ręku. Położył je na największej walizce i zaczął brać następne.
- Emma, mistrz cię woła.- mruknął łowca schylając się po następną torbę. Łowczyni zgrabnie nas wyminęła i poszła w swoją stronę.
- To chyba wszystkie.- powiedziałam obładowana walizami, podobnie jak Will, który ruszył krętym korytarzem. Lecz zaraz za zakrętem zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
- Kulejesz.- zmrużył powieki żądając wyjaśnień.
Rozejrzałam się wypatrując gapiów.
- Atak.
- Kto?
- Mało widziałam. Emma wie więcej.
- Ale już wszystko w porządku?- powiedział z przebłyskami troski w oczach.
- Przeżyję.- mruknęłam wzdychając- Bywało gorzej.- podniosłam wzrok do jego oczu. Troskę zastąpiła ulga, która szybko uległa zmianie w pustkę. Znowu nic nie mogłam z nich odczytać. William ruszył szybkim krokiem.
- Pokażę ci twój pokój.- sapnął poprawiając walizki i pilnując kwiatów.- Kto ci je przysłał?
- Kwiaty? Nie wiem.
- Tajemniczy wielbiciel?- posłał w moją stronę zawadiacki uśmieszek.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale mi się podobają.- spojrzałam na niego kątem oka.- Bo co? Zazdrosny?- parsknęłam śmiechem widząc jego minę.
- Bardzo.- powiedział uśmiechając się zaczepnie. Odpowiedziałam mu tym samym.
- Jesteśmy na miejscu.- pchnął nogą białe drzwi. Wnętrze, które okazało się naszym oczom było niesamowite w porównaniu z hotelem, w którym mieszkałam. Wielkie białe łoże z baldachimem, owalne okno wyglądające na podziemny świat łowców, łazienka i wielka, jasna komoda na ubrania, do tego monstrualnych wielkości puchaty dywan i kryształowy żyrandol. Zrobiłam parę kroków do środka.
- Jej...- wydusiłam z siebie rozglądając się po pokoju.- Szczerze mówiąc nie tego się spodziewałam.
- A czego? Lochu?- zaśmiał się William kładąc wszystkie walizki obok łóżka, a kwiaty włożył do dzbanka stojącego na szafce nocnej.
- Bynajmniej. Ze srebrną podłogą i kratami.
- Jesteś gościem mistrza, zadbał o wszystko. W ławeczce pod oknem masz lodówkę w której jest zapas z... krwią.-wskazał na okno lekko się wzdrygając. Za szybą migało tysiące oświetlonych tuneli w których znajdowały się to korytarze, to windy.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co.- mrugnął do mnie William, wychodząc.- A, tak. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem za ścianą.- Uśmiechnął się szeroko, zadziornie wskazując głową prawą stronę.- Obok jest pokój Emmy.
Uniosłam brew i usiadłam na łóżku.
- Czyżby to było zaproszenie?- powiedziałam nieco ironicznie.
- Może.
- To może wpadnę.
Posłał mi szelmowski uśmiech i zniknął za drzwiami zostawiając mnie samą w śnieżnobiałym królestwie.

5 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę się doczekać następnego.
    We fragmencie : "Wielkie białe łoże z baldachimem, owalne okno..." Napisałaś, że jest tam okno, a siedziba jest pod ziemią. Chyba, że to tak specjalnie, to się nie czepiam. xD'
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. karo, masz rację. XD nie zauważyłam tego szczerze ci powiem. ;-p już poprawiam i przepraszam za błędy. ;-*

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam to, starasz się to dobrze ubrać w słowa ... a i bardzo podoba mi się charakter Williama :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, nie ma za co. Czasem takie błędy się zdarzają. Ja osobiście mam na koncie wiele takich rzeczy. xDD
    Teraz te zdanie świetnie brzmi. <33
    pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń