poniedziałek, 21 lutego 2011

Rozdział 2.



Postanowiłam wrócić do miejsca, w którym moja śmierć była moim odrodzeniem. Londyn. To nie do wiary, jak bardzo się zmienił. Jedyne co nie uległo zmianie to pogoda. Brak upiornego słońca może ułatwi mi życie wśród ludzi. Chociaż to.
Kiedy wysiadłam z auta przed pierwszym lepszym hotelem uderzyła mnie fala zapachów. Przez chwilę stałam jak wryta. To była męka. Słyszałam, czułam każdą krople krwi, która przepływała przez żyły i tętnice ludzi, którzy byli w pobliżu i nie tylko. Ich krew mnie woła. Na samą myśl do ust napłynął mi jad i ścisnęło mnie w dołku. ,,Nie. Nie zabijaj Aurel, bądź twarda. Wiem, że dasz radę. Kiedyś byłaś taka jak oni, spokojnie''. Powtarzałam to jak litanię kiedy sztywnymi krokami weszłam do hotelu i skierowałam się do recepcji. Kiedy lekko schyliłam się w stronę lady niemalże nie oddychałam.
- Chcę wynająć pokój.- powstrzymałam skinieniem ręki kobietę, która zamierzała zawalić mnie gradem pytań- Byleby była łazienka.- chwyciłam kluczyk i przyspieszyłam kroku kierując się do pokoju. Jak najdalej od tej kobiety.
Zatrzasnęłam drzwi pokoju i zsunęłam się po nich siadając na podłodze. Oddychałam głęboko, choć wcale nie musiałam. Byli przede mną ludzie i ich zapach czułam wszędzie. Zmarszczyłam nos. Muszę się przyzwyczaić. W końcu niedługo będę w nim przebywać non stop. Spojrzałam na wielki ścienny zegar. Za jakiś czas zmierzcha. Najlepszy czas na to, by udać się do banku krwi. Westchnęłam kiedy ktoś zapukał do drzwi. ,,Zachowuj się jak człowiek.'' Wstałam i otrzepałam czarną, wąską sukienkę. Otworzyłam drzwi. Boy hotelowy stał z moimi walizami, a pot zlepiał mu włosy. Uniosłam lekko brwi i przyjrzałam się plakietce na jego piersi.
- Dziękuję, Bob za fatygę, ale wcale nie musiałeś. Właśnie miałam się po nie udać.- spojrzałam na jego zmęczoną twarz i zaśmiałam się dźwięcznie- chyba nie są aż takie ciężkie?- rzuciłam z sarkazmem, a jednocześnie rozbawieniem i nie czekając na odpowiedź wciągnęłam je do pokoju, zatrzaskując drzwi przed nosem zakłopotanego mężczyzny. Usiadłam na łóżku obmyślając następny krok. Szczerze mówiąc nie miałam zielonego pojęcia co mam dalej robić. W sumie odniosłam już mały sukces- recepcjonistka i boy ciągle żyją i nic nie podejrzewają. Otworzyłam jedną z waliz i wyciągnęłam z niej jeansy i wygodny płaszcz. Szybko się przebrałam rozrzucając ubrania gdzie popadnie. Wychodząc z pokoju tylko związałam długie blond włosy w luźny koński ogon i zamknęłam drzwi, wrzucając klucz do jednej z kieszeni płaszcza.
Udałam się do jednej z najsłynniejszych kawiarni w Londynie. O dziwo nie było dziś tłoczno. Po drodze kupiłam nową książkę do mojej sporej kolekcji i skierowałam się w stronę celu.
Usiadłam w najdalej wysuniętym kącie i zanurzyłam się w lekturze . Trzy godziny minęły jak z bicza trzasnął. Kiedy żyje się wiecznie, nie zauważa się upływu czasu.
- Mogę się dosiąść?- podniosłam wzrok. Wysoki blondyn o niespokojnych zielonych oczach przyglądał mi się z figlarnym uśmieszkiem.
-Nie.- powróciłam do stronic książki, która niebywale mnie zainteresowała. Westchnęłam kiedy ponownie mi przerwano.
- Czekasz na kogoś?
- Nie.- warknęłam zniecierpliwiona.
- Nie tak agresywnie milady!- zaśmiał się chłopak siadając naprzeciw mnie. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, które robiło jeszcze większe wrażenie przy moich złotych oczach. Większość ludzi dostawała gęsiej skórki, lecz nie on. Siedział jak gdyby nigdy nic.
- Czy ty jesteś głuchy czy też ułomny?- syknęłam zamykając książkę. Zmrużyłam oczy jak żmija skupiając się na jego twarzy aniołka. Kwadratową, męską szczękę okalały zupełnie niepasujące blond włosy, po wywijane w każdą stronę, a oczy niespokojne i zielone jak u kota. Jego szyję oplatał gruby łańcuszek. Skupiałam się na konturach zawieszki, którą miał pod bluzką. Kiedy do mnie dotarło kim jest ów mężczyzna, aż mnie zmroziło. Łowca. Z pewnością wiedział czym jestem i do czego jestem zdolna. Wstałam od stołu i skierowałam się w stronę wyjścia szybkim krokiem. Lepiej zniknąć mu z oczu jak najszybciej niż przy pierwszej lepszej okazji dostać kołkiem od gościa z najstarszego na świecie gangu eliminującego tak zwane ,,dziwadła''.
- Hej, gdzie tak pędzisz?- ruszył w ślad za mną i w oka mgnieniu stanął między mną, a zbawczymi drzwiami.
- Jak najdalej od ciebie.- zmrużyłam oczy- Nie chcę kłopotów. - Ale ciągle w nie wpadam, pomyślałam z goryczą i wściekłością.- Ty też powinieneś zejść mi z drogi, jeżeli chcesz trochę pożyć.- zepchnęłam go z wyjścia uśmiechając się ironicznie. Nie stanowił dla mnie żadnego oporu. Po chwili znalazłam się na chodniku trzymając nerwy na wodzy a bardziej skupiając się na silnej woli. Czułam jego płonący wzrok na plecach. Byłam pewna że młody łowca i ja jeszcze się spotkamy. I z całą pewnością nie będzie to nudne spotkanie. Już ja o to zadbam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz